coraz słabsze, działanie wizyjne uświadamiające co do siebie za następnemi próbami prawie żadne, a pociągu tego prawdziwie narkotycznego nie uczułem nigdy. Zresztą zależało tu dużo, co do dwóch pierwszych punktów, od wartości samego preparatu. Ale począwszy od samego pierszego razu, nigdy nie chciało mi się peyotlu tak, jak czasem alkoholu, lub niestety prawie całe życie nikotyny. Może na podstawie tego, co dotąd opisałem, możnaby wątpić w tę całą zachwalaną przezemnie „moralną” wartość peyotlu. Bo ostatecznie, że ktoś widział kombinację modliszki z lokomotywą walczącą z wyciorem do lampy, jakimś dziwnym cudem uhipopotamionym, to jeszcze nic nie mówi o jego możliwościach moralnego udoskonalenia. Postaram się rzecz tę wyjaśnić nieco później. Narazie opiszę jeszcze dalsze wizje. Boję się tylko, że czytelnik będzie miał ich niedługo dość, tak jak ja gdzieś koło 5-tej nad ranem, kiedy błagałem niewiadome potęgi o to, aby zwiały z mego umęczonego mózgu ten bezlitosny korowód potworów i potwornych zdarzeń. P. Szmurło probuje ze mną jasnowidzenia. Zapytuje mnie co robi w tej chwili dr. Tadeusz Sokołowski. Odrazu widzę go, opartego o kominek, na którym stoją ozdobne chińskie wazy. Przed nim, pochylona na krześle siedzi kobieta, której twarzy nie widzę. Szmurło telefonuje do Sokołowskiego — okazuje się, że stał oparty o pianino i rozmawiał z siedzącą przed nim na krześle kuzynką. Rzeczywistość, ale w pewnej warjacji — podobnie jak rzeczywistość widziana wprost otwartemi
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nikotyna Alkohol Kokaina Peyotl Morfina Eter.djvu/115
Ta strona została uwierzytelniona.