zach. Żandarm, pop i staruszek w „szlacheckim mundurze“ (którego na oczy nie widziałem). Feldmarszałkowie angielscy — jeden w stosowanym kapeluszu — drugi w mundurze kirasjera, ciągną wśród deszczu: wóz z posągiem indyjskim. Ma to być kara. Gady. Wszystkie gady zrodzone są we mnie przez używanie alkoholu — tak mało tego było, a tyle gadów!
5.4 — Narodziny potwora. Cudownie piękna blondynka z niebieskiemi oczami — zawsze ten sam kobaltowy kolor — zawinięta w futro. Nogi jej rozchylają się — ciało tłuścieje, lśni i pęka — rodzi strasznego gada o głowie okrągłej, z twarzą foki i kota, zmięszanych z pewnym znajomym generałem: oczy wyłupiaste tego samego koloru co jej oczy, wąsy żółte, szczeciniaste. Potwór pełznie ku mnie. Jest wesoły, ale tak straszny, że gdy dotyka prawie wąsami mojej twarzy, otwieram oczy z krzykiem i (o zgrozo i o cudzie! — jakby wykrzyknął poeta) mimo to widzę z szalonem przerażeniem tę samą scenę na tle szafy.
5.8 — Ponura flota z olbrzymiemi twarzami pod sterami. Mam dosyć wizji.
5.11 — Gnijąca noga. But się rozpada. Wyłażą robaki różowe, nieprzyzwoite i rosną dalej, jak trawa do góry.
5.18 — Niesłychanej sympatyczności i ładności panienka, zmieniła się powoli w człapiącą, bańkowatą ohydę.
5.20 — Jestem chyba wcieleniem tatrzańskiego króla wężów. Dolina Małej Łąki w Tatrach w zimie.
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nikotyna Alkohol Kokaina Peyotl Morfina Eter.djvu/131
Ta strona została uwierzytelniona.