Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nikotyna Alkohol Kokaina Peyotl Morfina Eter.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.

6.17 — Bez skutku zażywam walerjanę. Sen nie przychodzi, bo mimo zmęczenia przeszkadzają ciągle coraz to nowe wizje. Niedopępie ziemskie na stożku, obszczekane przez latające, psie smoki. Ohydny gad, koloru bleu acier w czerwone cętki, na dnie płytkiej sadzaweczki — płaski jak raja, bez głowy. Wyrosły z niego bardzo nieprzyjemne węże. Tego gada i mózg warjata widziałem 2 razy — jedyne wizje, które się powtórzyły. Wieże znikające i olbrzymi żałobnik (motyl) oświetlony Słońcem Prawdy.
6.30 — Wypiłem resztę walerjany. Mam stanowczo dosyć wizji. Cała brzydota naturalizmu (nie samej natury) wobec tego bogactwa form, jasna jak słońce. Nie dziwię się, że dawni ludzie, zamiast naśladować naturę, stworzyli pod wpływem wizji tak potężne style.
6.38 — Jestem w Zakopanem, na werandzie willi „Zośka“. Pada ulewny deszcz. Widzę liście drżące od spadających kropel i błoto na ulicy, tak dokładnie jakbym tam był. Peyotl nie pozwala mi jednak zaglądać przez okno. (Skonstatowałem później, że tego dnia rano rzeczywiście była ulewa). Jestem w pokoju śpiącej p. X. ale nie mogę jej obudzić.
7.15 — Franciszek I zamienia się we Władysława Orkana. Znowu cudownie nieprzyzwoita, ale inna kobieta — (nie ta blondyna poprzednia) rodzi potworka ptasiego, który wyłaniając się z niej pije wodę z kałuży, podnosząc głowę do góry. Ohydny akt płciowy z mnóstwem gadów. Strach przed światłem. Stan trochę nienormalny co do wrażeń przestrzennych, ale zresztą takie zmęczenie mogłoby być i po normalnie