A peyotl, poza wstrętem do narkotyków, daje jeszcze głębsze wejrzenie w siebie, co dla osób, nie mających specjalnego obowiązku oszczędzania swego mózgu dla rzeczy lepszych jak wóda i koko, szczególnie może być wartościowem. Ktoś mi powiedział: „no pocóż mam to właściwie zażywać? Kolory widzę i tak, co chcę mogę sobie wyobrazić, nic wiedzieć o sobie nie chcę więcej niż wiem w stanie normalnym, nie palę, piję dwa razy na rok i to mało, niczego innego nie używam”. Oczywiście miał rację. Muszę tylko bronić wizji jako takich. Nikt nie jest w stanie tego zrozumieć, kto tego nie przeżył. Ale że doskonale można żyć (szczególniej będąc pyknikiem) bez takich przeżyć, to jest najświętsza prawda i nikogo na tem miejscu na peyotl nie namawiam. Możliwe, że w moich wizjach zadużo było humorystyki i potworności zmięszanych razem i na ten temat można je zlekceważyć. Ale, pomijając cztery stadja zasadnicze, jednakowe u wszystkich, każdy może mieć takie wizje na jakie zasłużył. Słyszałem o pewnym panu, który przez tydzień po peyotlowym transie nie wychodził z domu i nie chciał nikogo widzieć, z obawy, aby mu rzeczywistość nie popsuła cudownych rzeczy, które w widzeniach swych przeżył. Widocznie ja byłem „niegodnym”, a i tak nie żałuję tego. Peyotlu Nr. 2 i meskaliny nie zażyłbym już więcej nigdy. Ale oryginalnego meksykańskiego chciałbym użyć raz przed śmiercią, ażeby zobaczyć jak to tam jest teraz ze mną naprawdę. Niestety stosunki meksykańskie utrudniają bardzo dostanie prawdziwego preparatu.
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nikotyna Alkohol Kokaina Peyotl Morfina Eter.djvu/139
Ta strona została uwierzytelniona.