wszędzie, tętna tłuką setkami na minutę... piana na ustach... I ratunek jest tylko jeden, wszak domyślacie się jaki? nowa dawka — tylko ten jeden, jedyny!
Tak się tedy przedstawia z morfiną zabawa i takie to są przyczyny, które morfinomanowi uśmiechać się każą, gdy słyszy o nałogowcu innej kategorji, którego cały kłopot polega na tem, że mu się aż tak bardzo chce...
Po pierwszej zatem próbie oswobodzenia, amator morfinowego raju (sic!) dowiedział się, że jest skazanym rabem swej igły i roztworu.
Ponieważ z niewoli tej bezpośredniego wyjścia nie widzi (o kuracjach potem), przeto gdy już pogodzi się ze swym losem, stara się „urządzić sobie życie możliwie wygodnie”. Tłomacząc to na język praktyczny — będzie kropił dawki takie, by już przynajmniej „mieć coś z tego”, chociaż w zakresie emocji.
I tą drogą właśnie dochodzi się najszybciej do poznania kolejno wszystkich ujemnych wrażeń, towarzyszących „ewolucji morfinistycznej”.
Pierwsza niemiła okoliczność to to, że doprawdy trudno jest „dogonić” powiększaniem dawek, ciągle słabnący ich efekt. Wspaniałe stany początkowe tracą wciąż na sile, zaś na ich miejsce pojawia się reakcja w formie jakby odwrócenia biegunów. Wszelkie podniecenie jest coraz słabsze i coraz krócej trwa po każdym zastrzyku, natomiast wydłużają się niezmiernie i przybierają na sile okresy ogólnego znużenia i upadku sił. Ogólna apatja, zniechęcenie
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nikotyna Alkohol Kokaina Peyotl Morfina Eter.djvu/153
Ta strona została uwierzytelniona.