naczczo, a nawet w nocy, w przerwach od snu i mamy do czynienia z osobnikiem, który szybko zdąża do zupełnego otępienia, zatracając w niem powoli poczucie tego kim był, kim miał zostać i do czego był zdolny kiedyś, zanim zaczęły go „omamiać kłęby pozornie rozkosznego dymu”. Nawet bardzo zaawansowany palacz budzi się względnie czysty i zdrów, pod wpływem nocnej przerwy. Kto nie przestawał nigdy palić, nie wie jak cudownem jest dalsze przedłużenie tego stanu, aż do chwili wspaniałego zwycięstwa nad nałogiem, kiedy praca zaczyna iść lepiej niż w stanie zanarkotyzowania, kiedy wzmaga się wydajność, a stan bezpłodnego zdenerwowania, objawiającego się w niespokojnych ruchach, błędnie latających spojrzeniach i drgawkach niepewnych rąk, ustępuje miejsca poczuciu, kierowanej czystą wolą, siły. Tak — tak budzi się normalny palacz, o ile nie jest przytem ciężkim neurastenikiem, dla którego początek codziennego dnia jest wogóle czemś przykrem i trudnem. Wtedy marzy o pierwszym papierosie, jako o czemś, co dopiero ma nadać pierwotną wartość zaczynającemu się porankowi. A potem z tumanem we łbie brnie już w ten codzienny dzień z rezygnacją kogoś, który wpadł w zębate tryby maszyny, aby dopiero pod wieczór przekonać się, że wogóle „żyć można”. Ale nawet jeśli mamy do czynienia z tym wypadkiem najgorszym, to stany porannego przygnębienia dają się przy odpowiednim reżymie skrócić z 2—3 godzin na dwie lub trzy minuty. Tylko broń Boże mając
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nikotyna Alkohol Kokaina Peyotl Morfina Eter.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.