Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nikotyna Alkohol Kokaina Peyotl Morfina Eter.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.

i brutalnie wyrzuca z samego siebie i z domu. On musi gdzieś «zajść choć na chwilkę», tam pogadać, tu niby coś ważnego załatwić, co wcale ważnem nie jest, tam posiedzieć musi, bo ktoś bez niego żyć nie może, co wcale prawdą nie jest, gdzieindziej znów ratować od czegoś kogoś, kto tego ratunku wcale nie potrzebuje i t. p. i t. p. Nieskończona jest pomysłowość palacza w kierunku usprawiedliwienia przed sobą ohydnego zdenerwowania, niepokoju i niemożności skupienia się — podaję tu skromne, najprostsze przykłady — proces ten może przybrać najróżnorodniejsze formy, zależnie od struktury psychicznej i życiowej sytuacji danego osobnika. Tysiące pretekstów znajdzie zatruty nikotyną, aby usprawiedliwić to wstrętne »gnanie«, które wywołuje w nim przeklęty bezpłodny jad. O prawdziwem skupieniu się mowy być nie może — praca odbywa się gorączkowo, jest pracą pozorną, a nie efektywną — zanikotynizowany człowiek udaje sam przed sobą, że pracuje, oszukując bezczelnie siebie i innych zewnętrznem czysto »szastaniem się« i »krzątaniem« — w istocie daje fałszywy towar za zmarnowane bezpowrotnie dary boże: czas i energję. Istotniej załatwi się to wszystko jutro, a każde jutro jest jeszcze gorsze. W ten sposób na marne idą wszelkie pomysły i projekty, unoszone ze śmierdzącym dymem w sferę niewykonalnego, t. zw. »niewykonabuł«. Po wieczornym mizernym «wstrząsie» występuje potrzeba czegoś silniejszego, jeszcze hardziej »assommant« — dancingi stoją otworem. A potem jeszcze długo