są tylko te dwa gatunki palaczy. Ale niech tam... Mnie już i tak nic nie zaszkodzi.
Jeszcze jedno: tytoń bezwzględnie odbiera odwagę. O ile na tle ogłupienia, które wywołuje, pozwala przeżywać względnie znośnie stany zbydlęcenia, wywołane np. więzieniem, okopową wojną, ciężką chorobą, bezmyślną pracą, o tyle odporność palącego na gwałtowne niebezpieczeństwa, wymagające tego charakterystycznego „wytwarzania siły z niczego” dla przeżycia chwil, przechodzących codzienną miarę i dla racjonalnej obrony, jest bezwarunkowo mniejsza. Chyba, że tak już ogłupiał, że wogóle wszystko mu już jest jedno. Taki niech sobie pali do syta, niech się psia-krew zapali na śmierć i szybciej zniknie z powierzchni naszej planety, by nie plugawić swoim żywym trupem bądźcobądź pięknego chwilami świata. Mimo bredni intuicjonistów i antyintelektualistów, nie rozumiejących słów, których używają i pokrywają niemi własne ubóstwo myślowe, jedną z niewielu największych i najpiękniejszych rzeczy jest chyba rozum ludzki. To jest truizm. I ten rozum niszczyć systematycznie, otrzymując wzamian zszarzałą wizję świata [1], depresję psychiczną i ohydne zdenerwowanie, udające prawdziwą siłę i napięcie! A wy, baby — o rozum może wam nie chodzi tyle
- ↑ Malarze, którzy przestawali palić, wiedzą najlepiej jak działa nikotyna na ich wizję koloru, a nawet na pewność rysunku. Świat staje się poprostu ścierką, a linja rysunku traci swoją absolutną pewność, tę jedyność, która jest jej najistotniejszą wartością.