lub łazienki (o tem osobno w appendixie) i do roboty „wo cztoby to ni stało”, „coute que coute” (tak zwane po rosyjsku „kutkiekutnoje rozpołożenje ducha”. Tak — przyznaję to: przychodzą tak straszne chwile poczucia bezsensu wszystkiego, nietylko całego Istnienia, ale najnormalniejszego, najszczęśliwszego, najbardziej bydlęcego życia, że choć gryźć granity i popijać benzyną. Wytrzymać: godzinę, dwie, choćby trzy. Wypić mocnej herbaty czy kawy nawet, jeśli serduszko jest w portkach i puls spadł poniżej 50-ciu uderzeń na minutę. Nic to — zaraz będzie lepiej. Zaraz przyjdzie ten rozkoszny stan poczucia tego, że się panuje nad wstrętnym, słabym bydlakiem w sobie, że się jest ponad nim, że się jedzie na nim, jak na burej suce, ku niedosiężnym zawsze celom swego przeznaczenia, a nie gwazdra się, gwajdli i gwędoli pod nim, z zaprzepaszczoną ludzką godnością i wolą w strzępach, jako nędzna ofiara podłego mechanizmu, nakręconego zżółkłemi łapami najpodlejszego z djabłów, tego „od nikotyny”. Coraz więcej będzie chwil takich i po 5-ciu lub 6-ciu dniach wahań, po okropnym kryzysie „bezsensowności Istnienia wogóle”, na 6-ty (lub u niektórych na 10-ty dzień) czuje się, że pierwsza podstawa jest zbudowana — że jest nieomal dobrze. Nie dać się skusić tej „dobroci” i rżnąć dalej — oto zadanie. Wyrobić w sobie to poczucie obowiązku dążenia do doskonałości — złe samopoczucie powinno być w tym stanie uważane za luksus, na który nas nie stać i koniec. A z chwilą kiedy to uczucie (a jest
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nikotyna Alkohol Kokaina Peyotl Morfina Eter.djvu/56
Ta strona została uwierzytelniona.