wobec nieistotności literatury, która zaczyna kończyć się w naszych czasach (o czem obszernie gdzieindziej) i końca sztuki, który nawet zdaje się dla największych gigantów optymizmu przestaje być mitem, [1]traci także na swej, pozornej już jadowitości. Co komu po tem i czy warto, aby nawet artyści truli się narkotykami, wobec tego, że ich ostatnich podrygów formalnych nikt już naprawdę nie potrzebuje. A w innych sferach, jeśli nie doraźnie, to w każdym razie na przestrzeni już paru lat, daje alkohol skutki psychiczne tak ujemne, że odruchem każdego szanującego się człowieka i społeczeństwa powinna być absolutna (nawet małe piwo wykluczone!!) abstynencja i prohibicja. I niech nie gadają alkoholicy, tak zwani„umiarkowani” (najgorszy gatunek) o zwiększeniu potrzeb na inne narkotyki, o „zdrowotności” małych dawek, o konieczności używania sfałszowanych produktów i t. p. bzdurach. W ten sposób żadna wielka ideja nie byłaby nigdy wprowadzona w życie. Tylko ostre postawienie kwestji przez małą grupę ludzi, umożliwia powolne filtrowanie się przemian w bezwładne cielska społeczeństw. Ale następnie tylko zorganizowana akcja może utrwalić choćby w części dobre skutki i rozpuścić skoncentrowaną ideję w rozczyn, z początku słaby, którego siła będzie jednak
- ↑ Przepowiedziany został przezemnie jeszcze przed wojną, w r. 1912, w pracy niestety (?) nieogłoszonej, która weszła potem w pewnej transformacji w książkę: «Nowe formy w malarstwie».