własnem nieudaniu się, w którem następuje ostateczne zadowolenie. Jedni piją właśnie te „parę wódeczek” i potem coś jeszcze wogóle robią — jest to typ na dalszy dystans niebezpieczniejszy — są to kandydaci na alkoholików codziennych. Inni zachlewają się na całego i muszą zrobić parę miesięcy, tygodni, potem dni, przerwy. Ale ostatecznie dwie te „linje rozwojowe” konwergują ku wspólnemu kierunkowi — pierwsi zwiększają dawkę „paru wódeczek” do 20-tu, 30-tu i więcej, tamci zmniejszają interwały większych tak zwanych „stuknięć”. Obu grozi ten sam wynik: zidjocenie, zanik woli, niemoc, niemożność wszelkiego czynu. Oczywiście na to mi powiedzą optymiści, że mieli „wujka”, który umarł jako czerstwy, różowy staruszek lat 92-ch, który codziennie do obiadu i kolacji chlał „literatkę” vel „angielkę” czystej wódy, albo babkę, która zakrapiała się od rana „ziółkami”, czyli wychlewała co dwie godziny jedną małą wódeczkę zabarwioną jakąś, nieszkodliwą zresztą, trawką. Ale tym znowu odpowiem: wyjątki nic nie znaczą, a staruszeczek byłby może jeszcze czerstwiejszy, a babka nie umarłaby w wieku 85-ciu lat, tylko stu. Ludzie starsi twierdzą często, że zadługo żyją — więc może lepiej byłoby gdyby chlali? Kto wie? Nie będę tu roztrząsał tych problematów neo-pseudo-maltuzjańskich. W Australji zjada się starców i zbyteczne dzieci, z powodu życia koczowniczego i bezmieszkaniowego tamtejszych, wymierających z degeneracji, plemion. Etyka jest kwestją względną — polega na stosunku indywiduum do grupy
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nikotyna Alkohol Kokaina Peyotl Morfina Eter.djvu/68
Ta strona została uwierzytelniona.