Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

nocy, od lasku, pełnego zapachu przegniłych liści i jakiejś nieomal ogórkowej, a jednak trupiej świeżości. Zatrzymać, zatrzymać to! „Verweile doch, du bist so schön“, czy coś tam takiego. „Cel“ — posłyszał głos Purcla. „El“ — głupkowato wesoło powtórzyło echo, dolatując razem z zimnym podmuchem z prawej strony. Książę podniósł pistolet i bez drżenia zaczął go opuszczać na linji przeciwnika: minął głowę, szyję, mostek... Był dobrym w grucie rzeczy chłopcem i w ostatniej chwili nie wiedział w co miał strzelać.
Atanazego ogarnął nagle przeraźliwy strach — ten rzadki, rozwolnieniowy, paskudny. Miał wrażenie, że krzyczy, choć cisza była wokół bez skazy. Przypomniała mu się bitwa i pierwsze pękające pociski i chęć ucieczki wtedy pod wieczór, po całym dniu kanonady. Tylko tam było to trochę inaczej — przewagę miały jakieś rzeczy wielkie — może pozornie wielkie, ale przecie... Przypomniał mu się wierszyk:

„Gość się męczy we wszechświecie
Nie napróżno — ale przecie...“

Tu, problem utraty czci postawiony był bardziej w czystej formie. „A co mnie obchodzą te wasze głupie honory! Ja chcę żyć!“ — krzyczało w nim bezgłośnie głupie, strachliwe bydle. Ujrzał oczy Zosi w oddali i ostatnim wysiłkiem woli wstrzymał już potencjonalnie uciekające ciało. Głowa stała jednak na miejscu, a przed oczami obniżała się lufa pistoletu księcia. „Uniknąłem tego na froncie — teraz masz babo placek“, pomyślał i uczuł się zgubionym.
— Raz — posłyszeli oboje. — Każdy w swoim zamkniętym na wieczność świecie. Huk straszliwy (moralnie) — naprawdę było to jakieś pyknięcie z dużej faji i Atanazy, który w ostatniej chwili obrócił się do księcia trochę frontem, uczuł jakby go kto bez bólu wyrżnął pałką w prawy obojczyk. Zakręcił się z lewa na prawo (w tem zakręceniu wystrzelił, raniąc Prepu-