niewykonalną. Jeszcze jedno: spotęgować chwile życiowej dziwności aż do zupełnej ciągłości metafizycznego objawienia, w samem bezpośredniem przeżywaniu wznieść się ponad zmorę przypadkowości codziennej. A jeśli to niemożliwe, starać się przynajmniej o to wszelkiemi siłami: tylko droga do czegoś jest czemś istotnem — osiągnięty cel jest niczem. Tu celem mogłaby być chyba tylko jedna rzecz: piękna śmierć. Ale na samobójstwo nie miał jeszcze Atanazy ochoty. A więc zostawała tylko „czysta droga sama w sobie jako taka“. Ale droga ta mogła być nudna... Na tę wątpliwość, jak zwykłe w takich razach, zimny pot wystąpił Atanazemu na skroniach i wokół powiek. Rzucił się na łóżku. Tamto wszystko przemyślał między jednem jakiemś zdaniem Łohoyskiego, a drugiem.
— Co ci jest? — spytał Jędrek. Był dziś zlekka przybity. Chwilowo opadnięta, wskutek piekielnych nadużyć, życiowa siła, pozwalała mu choć trochę myśleć. Atanazy zaczął mówić, chcąc się wreszcie dowiedzieć czegoś o sobie samym.
— Nie masz pojęcia jak ja czasem cierpię, zupełnie bez wyraźnego powodu. Myśli mam tak dziwnie poplątane, wartościowanie tak stasowane, że już nie mogę dłużej tak żyć. Mój niby-arystokratyczny światopogląd, z religją, filozofją i sztuką na czele, zaczyna walić się od podstaw. Właściwie jestem wcieleniem kompromisu i to koniecznego i niczem więcej. Gdybym mógł z czystem sumieniem zostać artystą, miałbym jakiś punkt stały, z którego mógłbym na to wszystko spojrzeć: Ale pogardzam sztuką — nie wogóle, tylko jej dzisiejszemi upadkowemi formami. Malarstwo, rzeźba i poezja skończyły się, muzyka jest na ukończeniu, architektura staje się czysto użytkową, teatr ma jeszcze jakiś mały dystans przed sobą i to, jak słusznie twierdzi Tempe, w związku z awanturą społeczną. Jak to się wygładzi i wyrówna — teatr jako sztuka zginie także. — (Zosia słuchała za-
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/117
Ta strona została uwierzytelniona.