wiedzmy otwarcie: megalomanja. A kimże ty jesteś u djabła starego? Może cię nie znam, może ukrywasz w sobie coś, co przekracza granice mego pojmowania? — tu spojrzał ukradkiem na Zosię. Wpatrzona w Atanazego, jako w swój łup, zdawała się myśleć tylko o jednem...
— Wszystko jedno kim jestem — niezależnie od tego, tamto wszystko jest za małe: za małe, żeby w imię tego żyć i za małe, żeby zginąć. A kim jestem nie wiem, metafizycznie nie wiem. Wytrzymać życie, nie wiedząc kim się jest — może w tem jest pewna wielkość. Poza tem jestem byłym aplikantem i narzeczonym Zosi. To zdaje się jest najpewniejsze, bo kiedy na zaręczynowym wieczorku upiłem się do utraty przytomności i widziałem półmiski jakieś na stole, nie jako półmiski, tylko naprawdę jako plamki barwne, i ja jako ja, nie istniałem zupełnie — czyli byłem, według tego przeklętego Chwistka, w rzeczywistości elementów wrażeniowych — nagle pomyślałem sobie: „aha: jestem narzeczonym Zosi“ — pomyślałem, jeszcze nie wiedząc właściwie co to znaczy i wtedy nagle wróciłem sam do siebie, gdzieś aż z nieskończoności, z osobowego niebytu i stałem się znowu sobą, a kompleks plam barwnych stał się znowu półmiskiem. Bzdura jest to wszystko: nie rozwiązuje to pytania czem żyć i w imię czego żyć. Pojęcie: „w imię czegoś“ straciło swoje znaczenie dla pewnych typów. Trzeba się pogodzić z tem, że ta klasa ludzi, do której należymy, skończyła się. Niema nad czem rozpaczać. Rozmowa jest najistotniejszym sposobem przeżywania się. Mur dla filozofów w willi Hadrjana pod Tivoli — oto jedyna rzecz dobra na tym świecie — idzie od północy do południa, czy naodwrót, aby ciepło było pod nim przed i po południu.
— Poczekaj. Jakaż to klasa? Tylko co mówiłeś, że nie zaliczasz się do jednej klasy ze mną. Mięszasz się w zeznaniach. Jestem przecie hrabią...
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/121
Ta strona została uwierzytelniona.