nawet. Amerykański traper jest tylko macką cywilizacji, kóra za nim stoi i przy pomocy niego wżera się w ostatnie kawałki dzikiej ziemi, jakie jeszcze zostały. A awanturnicy dzisiejsi w wielkim stylu: jakieś Wilhelmy i Ludendorffy to już typy skarlałe, przepojone społecznością, w postaci dogasającego dzisiejszego nacjonalizmu, który już jest wytworem wysokiego uspołecznienia od czasu rewolucji francuskiej. A dzisiejsi twórcy rewolucji, mający może więcej faktycznie władzy niż faraonowie, są tylko emanacją tłumu — robią to, co muszą, a nie to, co chcą. Przecież dawniej nacjonalizmu tego typu nie było: byli naprawdę wielcy panowie, którzy gięli rzeczywistość jak chcieli w desenie odpowiadające ich fantazji.
— Wiesz, że gdyby tak mówił jakiś Burbon albo Hohenzollern tobym to rozumiał. Ale ty! Kimże jesteś, żebyś miał prawo…
— Jak mówisz to ty, burboński kuzyn, to jest to tylko niesmaczne. Jestem nieudanym artystą. Jeszcze ci dranie łyknęli choć kroplę czegoś z dawnych czasów — w formie artystycznej perwersji i zgnilizny, ale łyknęli. Ja tem pogardzam. Właściwie nieudanych artystów niema: gdybym nim był, tobym był i koniec.
— Wielka mądrość. Ja też malowałem, ale mnie to nie zadawalniało…
— Malowałeś! Dziecinne bzdury! Nie masz prawa tak mówić. Ja też piszę tego samego rzędu poetyckie brednie. To nie jest szczyt tego, co wyraża w sztuce, w charakterze jej formy, naszą epokę. To samo robią dzieci — my jesteśmy w tem też dzieci: nie umiemy nic i nie chcemy umieć: nie chcemy poświęcać życia tej chimerze. Czy myślisz, że taki Ziezio Smorski nie dałby dużo, aby teraz być tylko zblazowanym bubkiem i niczem więcej? Mówił mi o tem po pijanemu. Te słowa jego umiem na pamięć: „Poświęciłem życie i rozum dla chimery, dla czegoś, co się kończy. Miałem
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/123
Ta strona została uwierzytelniona.