Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

ale nikt, z godnych jej, nie chciał go zrozumieć. Atanazy był jeden jedyny. To był jego własny szczyt życia — jakże trudno było to zdobyć; ileż okropnych nieporozumień czekało go na tej drodze. Atanazy mówił dalej; Łohoyski wrócił do nienawistnej mu rzeczywistości, tej, według Chwistka — popularnej. A jednocześnie poczuł pogardę (tę arystokratyczną) dla „nich“ wszystkich — a w „swojej sferze“ nie miał nikogo....
— ...i to mnie przeraża, że zaczyna mnie fascynować ten drugi świat, od którego odwracałem się — i odwracam dotąd ze wstrętem. Możliwem jest, że aby widzieć jego piękność i wielkość, trzeba wyrobić w sobie inne kategorje, nie tylko myślenia, ale uczucia, inne instynkty, choćby na razie zaznaczone. Inaczej nie ma się klucza do syntezy: widzi się pojedyńcze, rozdrobnione objawy, które nie zcałkowane, dają fałszywy obraz całości — tak mówił Tempe. To jest właśnie ten mikroskopiczny pogląd na otaczające życie, którego nie uniknęli nawet wielcy pisarze naszych czasów. Nie ma prawa zabierać głosu, jako prorok, ten, który nie widzi jasno drogi przed sobą. Inaczej mąci tylko, zamiast tworzyć siły, po tej, czy tamtej stronie. Nikt nie ma odwagi mówić wszystkiego do końca, stawiać kropek nad i. Walka indywiduum ze społeczeństwem, a właściwie naodwrót, objawia się też w powieści: bohaterem przestaje być człowiek — staje się nim masa, dotychczasowe tło i powieść na tem też kark skręci i skończy się, bo ilość możliwości zwęża się przez to, aż do powtarzania wszystkiego w kółko. W naszych czasach życie po raz pierwszy przegania literaturę — ale nie sztukę. A wogóle ten rozdźwięk między sztuką, a społeczeństwem — mała dygresja: powieść nie jest dziełem sztuki: nie działa bezpośrednio swoją konstrukcją — musiał wzrastać, bo im więcej życie się mechanizuje, tem więcej ezoteryczną w perwersji staje się sztuka, mimo, że jest funkcją ogólnego stanu. Napróżno chcieli walczyć z tem futuryści: