Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.

nazy. Poza tem był Chwazdrygiel znakomitym bijologiem (nie uznając istnienia życia) i twórcą teorji mikro i megalo-splanchizmu i zależności charakteru psychologicznego indywiduum — od przewagi nerwu sympatycznego i błędnego. Całą ludzkość (i narody też) dzielił na dwie niewspółmierne ze sobą części według tych właściwości. Był mały, ogolony, z olbrzymiem siwiejącem owłosieniem.
Ziezio (Żelisław) Smorski. Daleki kuzyn Jędrka. Lat 45. Chudy, niepomiernie wysoki, przypominający statyw od aparatu. Blondyn. Często nakładający i zdejmujący binokle. Płowy wąs, trochę opadający. Ubrany bez zarzutu. Doszczętnie zanarkotyzowany bardzo rzadkiemi „drogami“ południowo-amerykańskiemi. Mówił o sobie: „jestem „drogista“ proszę pana — Jędruś? — ah non — c'est un snob des drogues — et „de la musique avant toute chose“, jeśli już nic innego być nie może“. Z powodu długości palców nie mógł sam grać wszystkich swoich fortepianowych kompozycji, nad czem cierpiał bardzo. Należał kiedyś do najzdolniejszych uczniów Karola Szymanowskiego. Ale teraz muzyka jego potworniała, aż do nieznanych dotąd nikomu rozmiarów. Schönberg, neo-pseudo-kontrapunkciści razem z klasycznymi defetystami i ultra-busonistami i brumbrumbrumistami i „pure nonsense’m“ szkoły techników-akcydentalistów z Niżnego Prześmierdłówka w Beskidach, izolującymi się sztucznie od kultury, niczem byli wobec jego szatańskich konstrukcji. Zachowywał konstrukcję nawet w najdzikszem muzycznem rozpasaniu, jak Ludwik XV-ty etykietę, wśród najszaleńszych orgji. — Ziezio tonął w sławie, ale jej nie używał, bo nie mógł, podobnie jak do niedawna nie używał tytułu Łohoyski, choć mógł to czynić z łatwością. O ile Atanazy zazdrościł trochę Łohoyskiemu maski hrabiego, mocą której był on czemś, choćby w Almanachu Gothaj-