i cała ta przyjemność: ta ludzka, obrzydliwa, odtajemniczona, sprowadzona do zmian chemicznych w gastrulach czy blastulach, czy jakichś innych drobniutkich świństwach, składających ciało, o których tak lubił mówić Chwazdrygiel. Posłyszał nieśmiałą odpowiedź Zosi i znowu poczuł, że ją kocha, ale wszystko było dalej oblepione pół-płynnem paskudztwem. Był bezsilny.
Zosia: A ja pani właśnie wszystkiego zazdroszczę, nawet tego, że pani jest żydówką — pani jednej. Pani ma prawo do wszystkiego. Ale najwięcej zazdroszczę pani tej programowej ordynarności, którą pani tak dobrze umie zrobić. — Hela spojrzała na nią z zainteresowaniem. — Jabym chciała być taką.
Hela: A gdybym zakochała się w panu Atanazym do tego stopnia, że zechciałabym go pani odebrać.
Bury cień przemknął przez jasną „twarzyczkę“ Zosi: była prawie brunetką w tej chwili.
— Panią jedną mogłabym zabić za to — rzekła prawie z wybuchem i zaczerwieniła się po samo „czółko“. (Tak pomyślała o sobie w tej chwili.) — Ale pani tylko żartuje. Ja chcę być pani przyjaciółką, o tak — wzięła ją za rękę i przytuliły się do siebie, nie obejmując się. Atanazy wił się ze wstrętu na łóżku. Zosia mówiła wszystko jak we śnie, wbrew sobie, z obrzydzeniem, a jednak musiała: coś nieprzeparcie ciągnęło ją ku tej kobiecie (nie „pannie“ — to wiedziała napewno) „jak ptaszka ciągnie do węża“ — pomyślała banalnie.
— Zabić, zabić — wyszeptała Hela, patrząc szeroko rozwartemi oczami w nieskończoność. — Czy wiesz co to znaczy zabić, moje dziecko — choćby siebie? — Zosia, mimo całej swojej medycyny, uczuła się słabą, biedną. Przytuliła się jeszcze bardziej do tamtej, oddała się jej zupełnie. „Jak mężczyźnie“, przemknęło jej w myśli. „Ale przecie w tem niema nic lesbijskiego“. Zmiana która zaczęła się już podczas rozmowy z Ło-
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/138
Ta strona została uwierzytelniona.