Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

wydało się Zosi, że Hela właśnie odpowiada jej ideałowi — ale na dnie była w tem perwersja: „właśnie dlatego, że obrzydliwe — zjem to.“
— Ja chciałabym być... Ja nie wiem... — szepnęła.
— Ja wiem, ja wiem — ale to źle — broniła się resztką katolickiego sumienia Hela.
— Chciałabym być pani przyjaciółką — dokończyła, naprzekór wszystkiemu i wszystkim, Zosia. Była w tej chwili bez ambicji, odarta z wszystkiego, co ceniła dotąd, bezwstydnie naga. Atanazy żałował jej aż do łez w oczach włącznie. Było już zapóźno. Objęły się znowu przy wszystkich. Spełniło się kłamstwo. U Zosi odruch ten, którego sama nie rozumiała, był tylko instynktową chęcią wejścia klinem między nią, a niego: odgrodzenia siebie i jego od grożącego niebezpieczeństwa. A Hela wyglądała w tej chwili na wcielenie wszystkich kobiecych niebezpieczeństw świata. Radjoaktywne pokłady zła, semickiego, czarno-rudego, sfermentowanego w starozakonnym sosie, przepojonego kabałą i Talmudem (w wyobrażeniu tych, co nie mają o tem pojęcia), to całe „CHABEŁE, CHIBEŁE“, (akcent na pierwszych sylabach), jak mówił Łohoyski, przeświecało przez cieniutką tafelkę męczeńskiej wyniosłości. „Święta Teresa zmięszana pół na pół z żydowską sadystką, mordującą z torturami w kokainowem podnieceniu białogwardyjskich oficerów“, pomyślał Atanazy i zmysłowy urok Heli, w masochistycznej transformacji, ubódł go, jak róg złego bydlęcia w najczulsze sploty erotycznych ośrodków. Aż zachłysnął się nową mięszaniną wstrętu i aż wzniosłego pożądania Nieznanego. Były w tem: łzy, zmięszane z wydzielinami innych gruczołów (ciągle gruczoły — ale czyż to nie jest właśnie najważniejsze według dzisiejszej medycyny?) dziecinne perwersje i wspomnienia pierwszych dziecinnych religijnych ekstaz: chór dziewczynek na majowem nabożeństwie i jakieś gołe nogi ładnej poko-