Atanazy: (Do Tempego) — Słowo komunizm w moich ustach jest to blada ideja ze sfery idealnego bytu — w twoich — to krwawa bomba z dynamitu i żywego mięsa w strzępkach. Dajcie spokój kłótniom. Idziesz z nami na chrzest Bertzówny, Tempe? Ostatnie podrygi semickiego katolicyzmu u nas. Niedługo znajdą inny motorek, z którego będą czerpać siłę otwarcie i na większą skalę. Teraz ludzkości trzeba nowego typu proroka, ale innego, niż te socjały z XIX-tego wieku. Zbydlęcenie programowe trzeba trochę dla uroku umetafizycznić: wykazać jego transcendentalną konieczność. Żadna religja znana tu nie pomoże — trzeba wymyślić coś zupełnie nowego.
Łohoyski: Jeśli to pan, panie Tempe ma być typem proroka przyszłości, to nie zazdroszczę ludzkości. Pan każdą ideję może tylko zohydzić.
Tempe: Wasza złość na mnie polega tylko na tem, że mi zazdrościcie siły, której nie macie. Siłę miałem aby uwierzyć, ale ta wiara dała mi jeszcze drugie tyle, o ile nie więcej. — Tamci milczeli ponuro. — Mam piekielny talent organizacji. O tem sam nie wiedziałem. Nadchodząca przemiana musi zużyć mnie i to na najwyższych stanowiskach. Zobaczycie. — Wyszli na miasto, pachnące mrozem i motłochem. Coś było dziwnego w powietrzu. Czuć było jakiś cień, rzucony od czegoś, czego nikt nie widział — nie widać też było światła, które wywoływało ten cień — tem dziwniejsze było wrażenie, Ale wszyscy przeczuwali coś, czego nie było jeszcze w gazetach. Niepokojące było stanowisko umiarkowanej prasy socjalistycznej: zalecano właśnie największe umiarkowanie i nawoływano do spokoju — widocznie bali się sami. Tempe kupił jakiś dodatek i przerzucał idąc.
— Powiem wam otwarcie — mówił — jutro generał Bruizor robi pierwszy wyłom — oczywiście mimowoli dla nas — miałem wiadomości tajne. My, czekamy na
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/164
Ta strona została uwierzytelniona.