nak bezpośrednia rzeczywistość zbyt wiele miała bezwstydnego uroku, który nie pozwalał na pogłębienie tych niebezpiecznych zwątpień. Spojrzał na Łohoyskiego, który, zażywszy ukradkiem nową porcję „coco“, bawił się śniegiem jak dziecko. Ten płytki i brutalny „żuiser“ wydał mu się naprawdę kimś bardzo blizkim. „Jadę w dół coraz bardziej“, pomyślał, ale myśl ta nie sprawiła mu przykrości.
Jakieś nieokreślone niebezpieczeństwo mignęło tuż, tuż koło niego — pochyłość, nieznaczna, a kusząca.
— Nie masz pojęcia, co ja widzę w tym śniegu — mówił Jędrek — nieznana materja z innej planety. Za taką jedną chwilę nie żałuję całego istnienia. Nie obchodzi mnie nic i Tempe i rewolucja — tylko, żeby tak trwało ciągle — o, te iskierki, które się łączą — a, psia-krew — nie umiem tego wyrazić — zapatrzył się rozszerzonemi źrenicami w płat śniegu na świętej figurze w bramie i zamarł w bydlęcym zachwycie. Hela nie przyjeżdżała. Atanazego również ogarnął jakiś niepokój i z przerażeniem uświadomił sobie że, mimo wyrzeczenia się Heli, boi się o nią równie jak Prepudrech, nie kochając jej zupełnie, a nawet czując dla niej pewnego rodzaju nienawiść. Czyżby ona była tem niebezpieczeństwem, którego się przestraszył przed chwilą. Niezbadane wyroki podświadomych sił — zdawało mu się przecie, że zgnębił to wszystko ostatecznie. Przysięgał, że niema nawet najlżejszego zamiaru — a tu nagle całe życie wydało mu się jałową pustynią na myśl, że ona tam w tej chwili mogła się zabić. A nie czuł przytem najmniejszego żalu: śmierć jej jako taka nie obchodziła go nic. Prepudrech patrzył na niego dziwnie uważnie.
— Więc ty też masz jakieś przeczucia. Ja wiem: ty się kochasz w Heli. Ona opowiedziała mi wszystko wczoraj. Zarzucała mi, że nie ma we mnie nic masochizmu. Całowaliście się. To jest podłe — wykrztusił
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/170
Ta strona została uwierzytelniona.