Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/198

Ta strona została uwierzytelniona.

sobie obrzydliwe piętno jedynej miłości. Może być wstrętnym, słabym, upadłym — nic nie pomoże: to był on, ten przepiękny Lucifer, który w noc księżycową uniósł ją kiedyś na sześciu skrzydłach w krainę zła i rozkoszy. Tak, czy też podobnie, pisze gdzieś Miciński: „Ale gdzie jest między nami dobroć, poświęcenie, wzajemne zrozumienie duchowe, gdzie spokój duszy, to pospolite uspokojenie, to zatulenie się w jakimś kąciku, gdy świat zdaje się jednym wielkim futerałem, kryjącym to jedyne [poza niem naprawdę niema nic] szczęście. Zamiast tego męczące zmaganie się dwojga metafizycznie niesytych istot i ciągłe wahanie wartości na rozdyndanych wagach własnych sprzeczności. To mogło stać się tak samo nudnem, jak wszystko inne. Ciekawa jestem czy on zupełnie tak samo tylko naodwrót? A jednak to właśnie napewno jest istotą najgłębszą mego życia. Przecież są ludzie, którzy bez męki giną, jak ryby bez wody. I jeśli życie samo tej męki im nie dostarcza, stwarzają ją sami, dla siebie i dla niewinnie cierpiących osób drugich i trzecich. Wszystko powiem z detalami Hieronimowi, storturuję go opisem rozkoszy i nasyconej żądzy.“ Atanazy wyszedł znowu z sypialni uczesany, upudrowany, piękny. Spełniona „zbrodnia“ dawała mu nową dymensję (tak — nie wymiar: to zbyt pospolite słowo) wzniosłości.
— Nie zbliżać się! — (Ani myślał) — krzyknęła Hela. Zatrzymał się i stał zlekka pochylony ku wyjściu, zakuty znowu w pancerz tamtych uczuć i w jeszcze coś nowego: „coco“. „Jeśli ona powie Zosi, przysięgnę; że jest chorobliwie kłamiącą histeryczką i że odrzucona przezemnie mści się. Nie wie nic takiego, czemby mogła udowodnić, że było inaczej.“ — Precz!! — krzyczała dalej Hela. — Nie śmiej się więcej pokazywać u mnie, ty, chamie! Słaby cham! Brr! — wstrętne! Masz mnie zdobyć — rozumiesz? A jak nie wiesz, jak to się