minało w niczem owej nocy, tak dla niego pamiętnej, kiedy to spadło nań niespodziewane szczęście, druzgocąc mu sam rdzeń wiary w siebie, w chwili tak nieodpowiedniej. Od samego rana, z całym swym biednym intelektem, zmobilizowanym, w ciągłym stanie czujności, aby nie wydać się jeszcze większym durniem, niż był, przechodził w coraz wyższe kręgi umysłowych męczarni, przekonywując się powoli, że, pogardzana przez niego z dancingowych wyżyn filozofja, nie była taką „blagą niedołęgów życiowych, nie wartą nic wobec wyników nauk przyrodniczych“, jak mu to się dawniej zdawało. Gdyby miał teraz tę broń w ręku inneby warunki mógł postawić — w tym stanie mózgu był bezsilny.
Hela znajdowała się w stanie, który gdzieś, na dnie świadomości, nie przyznając się niby przed sobą, nazywała „oszukiwaniem Boga“. Był to szczyt wiary na który mogła się zdobyć: Bóg istniał dla niej bezsprzecznie — czyż inaczej mogłaby go oszukiwać? Atanazy, utrzymywany w dalszym ciągu w randze widma przeszłości, przesuwał się od czasu do czasu w „tle zmięszanem“, ale „jako taki“ nie był dopuszczany do rozmów, ani nawet do wewnętrznych łamigłówek: trzymała go w rezerwie póki można była wytrzymać. Powoli nakręcała się wewnętrzna sprężyna, gromadziły się wybuchowe materjały. A jak wszystko będzie gotowe, jedno pociśnięcie guzika (ale jakiego?) i... Rewolucja nie istniała dla obojga Prepudrechów prawie zupełnie. „Pierwszy stopień“, jak mówił stary baron Hammersmith, przyjaciel Bertza i wielki znawca stosunków rosyjskich, był czemś za mało radykalnem i intenzywnem. Chociaż w tym stanie może nawet wyższe stopnie byłyby dla Heli nieinteresujące. Stary Bertz szalał wśród komplikujących się interesów, starając się napróżno nawiązać nici rwących się zagranicznych byznesów w wielkim stylu i kompromisów idejowych wewnątrz kraju. Hela codziennie odbywała jedną konferencję z ojcem, który
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/208
Ta strona została uwierzytelniona.