dzo ważną rozmowę. Czy nie mógłby pan skrócić swojej wizyty? Razem państwo nie pojadą — o tem niema mowy — dokończył z niebywałą siłą i stanowczością. W oczach Heli Bertz błysnął jakiś złowrogi płomień, a nozdrza rozdęły się jej niespokojnie. Zanosiło się na lekką chociażby walkę mężczyzn i niewiadomo co kryło się za jej rozstrzygnięciem. Mała popołudniowa niespodzianka.
— Właśnie, że pojedziemy. Rozmowę możemy mieć kiedybądź; choćby dziś po kolacji. Pojedzie pan z nami, potem pod lada pozorem pozbędziemy się Kuby i cała noc będzie jeszcze przed nami — wycedziła Hela tonem obojętnym, jakby chodziło tu o najzwyczajniejsze rzeczy.
Wesoły dotąd książę nagle stężał i zaponurzył się. Uderzony znienacka zapadł się niespodzianie w nieczystą otchłań płciowych cierpień. Ten wieczór miał być jego własnością. Kochał się w Heli już od paru miesięcy i wściekał się, nie mogąc doprowadzić jej do tego, aby zaczęła traktować go na serjo. Całowała się z nim do utraty zmysłów, w wolnych od innych rozrywek chwilach, a potem odpłacała mu swój upadek zupełnem lekceważeniem. Upokorzony, zazdrosny i coraz więcej rozjadowiony wracał do niej, jakgdyby był przywiązany na gumce. Nie mógł nawet użyć jako antydotu innych kobiet — miał do nich wstręt nieprzezwyciężony.
— Nie, panno Helu. Wieczór dzisiejszy mam zajęty: muszę rozmówić się z panią natychmiast — wybełkotał prawie Atanazy.
Przez twarz panny Bertz przeleciał bury cień i błękitne jej oczy zabłysły w mroku czystym, zimnym blaskiem zdumienia.
— To coś nowego! Nie widzieliśmy się tak dawno, a pan ma wieczór zajęty. I czemże to? Czy może znowu Łohoyski....?
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.