Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

w niej puszących się półgłówków niż gdzieindziej — pomaga im w tem tradycja, a dane mają na to te same co wszyscy. Procent ludzi wyjątkowych rozmieścił się teraz równomierniej. Ten cały Proust dobry jest dla snobów, nie mogących się wcisnąć na pańskie pokoje, a nadewszystko dla ludzi, mających nadmiar czasu. Ja czasu nie mam…
— Nie widzę tego — szepnęła Hela przez zaciśnięte zęby. — Czy w tym celu wyrzucił pan Kubę, aby mi to właśnie powiedzieć? Sam jest pan podświadomym snobem…
— Poszaleli wszyscy z tym przeklętym Proustem. Irytuje mnie to do najwyższego stopnia. Odniosłem pani książki. Zapomniałem na dole. I co najdziwniejsze, że ludzie skądinąd inteligentni i niepozbawieni smaku… Albo ten Valéry! — Choć co do Prousta zgadzamy się przypadkowo. Nie przeczę, że Valéry jest to człowiek inteligentny i wykształcony — szczególniej obkuty jest fizyką — ale nie widzę w nim — poza poezją, rzeczywiście niezwykłą i bardzo intelektualną — nic tak bardzo nadzwyczajnego. Swoją prywatną metodę tworzenia, przy wybitnej pomocy intelektu, chce rozdąć do rozmiarów absolutnej prawdy, lekceważąc artystyczną intuicję i twórców bardziej wizjonerskich, apokaliptycznych. Wszystko zależy od proporcji danych: od poczucia jedności konstrukcji pierwotnej, od bogactwa świata wyobrażeń i myśli, intelektu i talentu — to jest czysto zmysłowych zdalności. A przytem nie lubię tych, co dopiero po wojnie przekonali się, że z ludzkością i kulturą wogóle jest niedobrze. Ja wiedziałem o tem dawniej. Demokratyzacja…
— Megaloman! Dosyć!!! Nie zniosę dłużej tych rozmówek. Czy powie pan nareszcie o co panu chodzi? Poco pan dziś właśnie przyszedł? Dzisiejszy dzień jest dla mnie zasadniczy. A zresztą co mnie to obchodzi. Kuba napewno przyśle panu świadków. Sprawa z panem