Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/268

Ta strona została uwierzytelniona.

mogłoby być zgodne z jej istotą, tylko jako funkcja niezależnego od niej erotycznego przypadku. A gdyby wogóle Atanazy nie istniał? To co? Nigdyby nie wiedziała nawet o tem szczęściu, o tym wymiarze zgody ze sobą. Okropne. A jeśli teraz już jej nie zechce! „Musi, musi“, syczała przez zaciśnięte zęby, a skoszone oczy jej, utkwione w nieskończoność z natężeniem zdolnem zabić porządne stadko amerykańskich bizunów, powlekały się mgłą erotycznej potęgi. Samicza, wstrętna dla niej samej siła, prężyła się w niej jak obce, pozornie obłaskawione zwierzę. Dumna, zuchwała i samodzielna w myślach, nie chciała się przed sobą przyznać, że tak jest w istocie, jak czuła, a nie mogąc z życiowych kontyngencji uczynić czegoś koniecznego, absolutnego, szarpała się w sprzeczności bez wyjścia. I to wściekało Helę najbardziej, że takie potulne cielątko jak Zosia, używało na codzień, jakby jakiegoś fizycznego instrumentu, tego przeklętego Atanazego, który mógłby być dla niej wszystkiem, tak wszystkiem: tym właśnie, jedynym: przeintelektualizowanem, wspaniałem, nawet w upadku, bydlęciem, zdolnem zapłodnić jej mózg nowemi myślami, dać bezpłodnej, głodnej djalektycznej maszynie żer dla czysto pojęciowych koncepcji. Nasyciwszy ciało jego pięknością, a umysł krwawą, żywą miazgą jego myślowych odpadków, mogłaby wtedy dopiero oddać się temu, co najbardziej lubiła: tworzeniu nieodpowiedzialnych wobec jakiegoś wielkiego systemu, częściowych rozwiązań różnych filozoficznych „ciekawostek“. Ale bez niego ani rusz: pustka w życiu i pustka bezpłodnego, świetnie skonstruowanego intelektu. Tak dalej być nie może. Ale tem wszystkiem stał się dla niej dopiero teraz, kiedy go straciła.]

INFORMACJA 2.

[Ślub jest dziwną ceremonją: pozornie nie zmienia się nic, a jednak momentalnie, jakby pod działaniem za-