nąć. Obojętność, głucha i zimna, walczyła w nim z jakiemś nienormalnem, starczem, a zarazem dziecinnem przywiązaniem do życia. Tak wszystko mogłoby być jeszcze dobrze! Takie chwile tylko trochę rozciągnąć, rozbełtać między ludzi, przyprawić przy pomocy jakiegoś mistycznego sosu i wszyscyby się zgodzili, że warto żyć, nie walcząc o nic, w spokoju cieszyć się każdą chwilką istnienia samego w sobie, a przytem, tak troszkę z boku, doskonalić się wewnętrznie w wolnych chwilach, dla korzyści tamtych, co ich tego sposobu nauczyli. W Ameryce podobno już tak jest, — czyż zatrzyma to jednak pragnienia tłumu na pewnym poziomie, wygodnym dla pewnych ginących już klas ludzi? Ale czy taki oto brudny, spracowany jak bydlę, robociarz, który szedł teraz naprzeciw niego, mógł sobie pozwolić na ten luksus? „To nie jest człowiek“ — tak się mówi w pewnych sferach. A może on jest człowiek — on, Atanazy, który... ach, zbyt dobrze znał siebie — niema o czem myśleć. A iluż jest dzisiaj takich pospolitych draniów jak on — to jest podstawa przeciętności na której się wspiera tak zwana demokratyczna władza. Zielone, złe, zrozpaczone, a jednak pełne dzikiej nadziei młode oczy przechodnia obślizgnęły się po jego eleganckiem futrze, jakby zdejmując je z niego, rozbierając go dalej, aż do wymytego, najedzonego, sytego rozkoszy ciała. Uczuł ohydne łaskotki — zrobiło mu się nagle wstyd za siebie i żal tego człowieka. Wstrętną zmieszaną falą, podpłynęły mu te uczucia, tuż pod serce. „Ach — gdybym mógł czuć tak zawsze, tak poprostu i to nie w stosunku do tego jednego człowieka, ale do wszystkich, to poświęciłbym im to marne życie z przyjemnością. Ach — cóżbym dał za to, aby mieć w tej chwili jakiekolwiek przekonania!“ Miał tam na dnie jakąś niby-wiarę w mityczny prawie dla niego syndykalizm i nie wierzył, aby zwycięstwo niwelistów mogło przynieść komukolwiek szczęście. Z drugiej strony wi-
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/271
Ta strona została uwierzytelniona.