podziałała nań jak na złość świetnie — ale niestety na krótko. Nawet obecność Heli i Prepudrecha w sąsiednim przedziale i zakokainowany Jędrek, błądzący bezsennie po korytarzu, wszystko to dodawało uroku spokojnemu szczęściu w zacisznym przedziale. Zasnął wreszcie wyczerpany zupełnie, a śniły mu się rzeczy dziwne i niesamowite. Było to kino, ale jednocześnie działo się to rzeczywiście. Na różowej pustyni gonił jak wściekły jakieś dwa dziwne zwierzaki, które — kiedy już miał ich dopaść — zmieniły się w rozwałkowanych na płytach meksykańskich bandytów — (szybko się skonsolidowali w niepojęty sposób). Zapytał jednego z nich, drżąc niewiadomo czemu ze strachu: „Usted contenta, habla espańol?“ Miało to być we śnie zupełnie płynnie po hiszpańsku. I wtedy przekonał się, że ten drab meksykański, to jest Hela Bertz. Zawstydził się okropnie i poczuł, że jest zgubiony. „Rozpal ogień“, powiedziała ona do tamtego draba, który okazał się księciem Prepudrech. Skąd mieli konie nie miał pojęcia Atanazy. O ucieczce pieszo wśród pustyni mowy nawet być nie mogło. Prepudrech chwycił go za kark (ogień się już palił, niewiadomo jakim cudem). Czuł, że będą go torturować i strach przed męką zmięszał się w nim z dziwną rozkoszą, prawie erotyczną. Ujrzał nad sobą skośne, błękitne oczy Heli. „Wyrzekam się Husserla, nie będę już nigdy“, mówił mdlejąc z przerażenia i z tej dziwnej rozkoszy. Palące oczy były coraz bliżej, a tam pod niego podsuwał ogień Prepudrech. Ale ogień ten nie parzył w zwykłem znaczeniu: raczej była w odczuwaniu jego gorąca jakaś wstrętna przyjemność. Okropny bezwład ogarnął Atanazego: był w tem i wstyd, i rozkosz, i wyrzuty, żal, rozpacz i zupełne rozłażenie się wszystkiego w bezosobową miazgę, a wszystko to w jej oczach które były źródłem niepojętej męki i upokorzenia. Zbudził się szczęśliwy, że tak nie było, ale z wędką w sercu. Działo się to na pół godziny przed przybyciem na miejsce, to znaczy do Za-
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/277
Ta strona została uwierzytelniona.