(wszelkie gwałty zostały znowu wzbronione), komponował zawzięcie od samego rana, i Ziezio Smorski, który, korzystając z małej ilości śniegu na ubitych drogach, przyjechał autem popołudniu, uznał definitywnie księcia za artystę przyszłości. Improwizowali to na cztery, to na dwie ręce, wzbudzając zachwyt towarzystwa. Wiadomości były bez zmiany: wrzód puchł, ale nie pękał. Jeden Atanazy „czegoś“ niezadowolony przeżywał wszystkie dawne myśli, dobywając je na zawołanie ze swojego podwójnego psychicznego bebechu. W oczekiwaniu jutra ostatni wieczór spędzono na szalonem pijaństwie. Lały się najdroższe i najlepsze płyny: Dżewe nie Dżewe, Camolli-Bemba i patagońskie likiery. Piła nawet Zosia, zrzuciwszy dostojną maskę matrony w ciąży, zatruwając bez litości i degenerując jeszcze więcej Atanazowego embrjona. Hela szalała jak dzikie zwierzę, potęgując jeszcze niezartykułowany niepokój Atanazego. Łohoyski, używając poraz ostatni swego ulubionego narkotyku w szalonych dawkach (coś koło 12-tu gramów) przekonał się nawet do Heli i leżał przed nią z pół godziny na brzuchu, oddając jej cześć najwyższą w nieposkromionym zachwycie. Atanazy zadrościł mu, ale mimo pokus nie zażył nic — teraz upewnił się, że uczyni to jedynie w ostatniej chwili. Tylko którą z chwil uznać za tę ostatnią — to był problemat. Wszystko było tak „dobrze“, czemuż nie mogło być tak zawsze i czemu wszystko tak się popsuło?
Następny ranek był smutny. Rozpoczęła się nudna zawieja śnieżna i o sportach nie było nawet mowy. Ale około 7-ej wieczór przyszedł szyfrowany telegram od Bertza (telefony nie funkcjonowały) treści następującej. „Udało się. Zdrów. Minister rolnictwa Bertz“. Nastąpiło ogólne rozradowanie i nowa orgja, a zaczęcie „nowego życia“, już na „platformie“ pełnego optymizmu poglądu socjalistów - chłopomanów, którzy mieli szanse dłuższego istnienia, niż partja „zlepieńców“ ge-
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/283
Ta strona została uwierzytelniona.