Atanazego nie podejrzewał o nic, bo gdzieżby w jego uczciwej głowie perskiego chana, mogła zrodzić się myśl, że jego przyjaciel, będąc gościem w jego własnym domu, mógłby uwieść mu żonę, mając pod ręką swoją własną i to w odmiennym stanie. Katolicki Bóg Heli poszedł na razie na urlop. Potrzebny był tam, w mieście. Tu, w otoczeniu wspaniałej górskiej natury, rozpłynął się w jakiś zwierzęcy, pojęciowo nie dający się ująć panteizm. Był tylko jedną z figur w państwie fetyszów, poczynając od rzeźbionego przez papuasów z Nowej-Gwinei aligatora, a kończąc na czerwonym wężu Bajacho, który przyjechał w swojem specjalnem szklanem pudle i czuł się świetnie, pochodził bowiem z niższych stoków śnieżystej Aconcaguy. Gdyby ksiądz Hieronim mógł zajrzeć w duszę swojej duchowej wychowanki, zmartwiałby z przerażenia: zaiste religja traktowana była przez nią na równi z jedzeniem: „menu“ musiało się zmieniać, inaczej byłoby to nudnem. Nie wiedząc sama kiedy, zatapiała się Hela coraz głębiej w pragmatycznem świństwie, w pluralistycznym bałaganie, z którego nawet nieboszczyk James byłby zadowolony. Odezwała się w niej wreszcie, jak twierdziła, krew przodków jej, Hetytów, mieszkańców wyżyn Małej Azji. Góry wywierały na nią wpływ magnetyczny. Roztapiała się w ich niezdobytej piękności, zapominając o Bogu, księdzu Wyprztyku, mężu, wężu, ojcu i rewolucji, ale nie o Atanazym. Ten przeklęty improduktyw był jednak czemś, nawet w odniesieniu do nowych, zarysowujących się poza osobowym Bogiem, panteistycznych koordynat. Mimo, że piękny blondas-szwed, trener, Erik Tvardstrup, wzbudzał w niej odrazę, poza podziwem dla jego wyższej szkoły jazdy, kokietowała go z wyrafinowaniem, okazując Atanazemu zupełną obojętność. Poniżyła się aż do programowego prowokowania zazdrości, wiedząc, że wytrwałością tylko pokona nieuchwytność kochanka — bo tak zawsze na-
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/285
Ta strona została uwierzytelniona.