fizycznej istoty. „Co za paskudny bałagan jest ten cały mój intelekt. Jak tylko wyjdę poza czyjś system, albo nie formułuję ściśle czegoś za kogoś, plotę bezecne bzdury“, pomyślała pierwszy raz szczerze. — Jedyny prawdziwy, katolicki Bóg odwrócił się od niej ze wstrętem i odszedł na wieki: była potępioną — czuła to, a jednak nie mogła wierzyć. Jakimże sposobem to się dziać mogło. Zadygotała: była już w piekle... Ale może piekło będzie „zlikwidowane“, jak się wyraził kiedyś nieostrożnie Ojciec Hieronim. „Nie wierząc w grzech śmiertelny biorę go sobie od jutra za kochanka, jeśli żywy będzie (oczywiście), a jeśli umrze, to klasztor, albo wstępuję do niwelistów choćby nawet papę miało to do grobu wpędzić“. Jedna rzecz była wątpliwa: czy tak zwany, „huragan śmierci“ przestał wiać od chwili chrztu, czy od chwili oddania się Atanazemu w noc poślubną? Teraz napróżno błagał ją oczami o tę ostatnią noc. Zdawała się nie rozumieć, daleka i obojętna, wsłuchana w straszliwy, metafizyczny dramat walczących ze sobą dźwięków, które wychodziły poprzez instrument z długiego, chudego ciała Ziezia Smorskiego. Grał dziś całem ciałem a głowa jego odpoczywała w nie-muzycznym zaświatku, dodatkowym tworze jego wynaturzonego intelektu, który możnaby porównać z pierogiem: wnętrze stanowił zwykły zabobon (jakieś klucze, guziki, kamyczki, daty, godziny i tym podobne rzeczy), zawinięty w cienkie francuskie ciasto zdegenerowanego bergsonizmu. Ta kombinacja, razem z muzyką i apotransforminą, dawała mu wyższość nad wszystkiem.
Z pewnością zwycięstwa, ale z rozpaczą w sercu poszedł spać Atanazy. Zosia nawpół otruta weronalem zasnęła już dawno. Pierwszy raz (oprócz „popojki“ po przyjeździe) uczyniła coś przeciw dziecku. „Ale to jego było winą. W takiej chwili narażać się na idjotyczną
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/307
Ta strona została uwierzytelniona.