wszechwładnego jeszcze „ziemiodzielcy“. Może wda się w to prokuratura okręgu — ale to wątpliwe. W każdym razie Atanazy poczuł się po raz pierwszy w życiu na zbrodniczej pochyłości — raczej nie tyle zbrodniczej, co karnej — tamto miało wystąpić dopiero później: był jak zahypnotyzowany, nie czuł ani własnej woli, ani odpowiedzialności: miał wrażenie, że jest doskonale skonstruowanym automatem. Jednak, jakkolwiek sprawa była prawie że załatwiona, ten sam malutki ogonek, który „oni“ mu przyszczypnęli bolał dotkliwie — wskutek czego urok teraźniejszości podniósł się o 20% conajmniej. (Ale działo się to w zamkniętej sferze samego ośrodka dziwności — tamte tereny, rzeczywistych uczuć, były jeszcze nietknięte.) A powierzchownie był Atanazy zadowolony z siebie: pierwszy raz czuł, że dokonał czegoś realnego, jakiegoś czysto indywidualnego „czynu“ — na szczęście nie zdawał sobie sprawy z całej swojej moralnej niskości — broniła go od tego mała czerwona książeczka: (obecnie znajdująca się w kieszeni księcia) krajowy honorowy kodeks. Warstwy jego duszy ułożone były mniej więcej tak: urok życia — pustka — zadowolenie z „czynu“ — pustka, pustka, pustka — mały światek z Zosią, w którym można teraz odpocząć — pustka — wielki urojony balon, w którym unosiła się w sferze tak zwanego zniszczenia Hela — to ostatnie bez żadnych cech rzeczywistości. Ale miały zajść tektoniczne zaburzenia, wskutek których potworzyły się „szarjaże“ i uskoki tak zawiłe, że żaden najgenjalniejszy psychotektonik rozplątaćby ich nie potrafił, chyba przyjmując z góry specyficzność metafizycznych stanów osobowości, lub twierdząc, że kwestja następstwa w czasie nie jest „transcendentalną prawidłowością“ w znaczeniu Corneliusa.
Do domu wkroczyli jak zwycięscy — Łohoyski i Prepudrech przejęli się bowiem nastrojem swego klijenta. Atanazy miał sposobność skonstatować w ciągu tego
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/311
Ta strona została uwierzytelniona.