Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/324

Ta strona została uwierzytelniona.

nędzarzy i chorych, protektor wszystkich sztuk, pierwszy po księciu Brokenbridge elegant świata, konał powoli w zupełnem ześrubowaniu jaźni, w zamknięciu w obcym świecie, który zwężał się ciągle i chwilami był już tylko wąską szparką, przez którą czerniała Absolutna Nicość. Rozkosze świata były właściwie już poza nim. Żył jak człowiek w więzieniu, skazany na śmierć i teraz już nieustraszonem okiem patrzył w nadciągający ze wszystkich stron obłęd. Nie było sfery, któraby nie była wykrzywiona, ale wszystko trzymało się jeszcze jakimś niepojętym cudem: — jeszcze nie wypisał się do dna, jak mówił. Ludzie, jak widma przeszłości przesuwali się w tym jego wymarłym świecie, nie mogąc złapać żadnego kontaktu z tym dziwnym żywym trupem, przez którego płynęła z Nieskończoności wieczna harmonja bytu, wyrażona w konstrukcjach potwornych dysonansów. Na tem polegała niesamowitość wrażenia, które robił na innych. Hela długo słuchała jeszcze jego muzyki, a kiedy skończył i połknął, wstając od fortepianu, jakąś pigułkę, pogładziła go lekko po głowie.
— Pani mogłaby kiedyś — gdybym był mądry. Miała pani 13 lat. Ale wolałem to — tu stuknął w pudełeczko w kieszeni od kamizelki. — Kiedyś ludzkość będzie wiedziała, że żyła, o ile jakiś kretyn-wirtuoz potrafi zagrać to, co napisałem. Orkiestra to już nie to — jestem jedynym muzykiem, który mniej uznaje symfoniczną muzykę od fortepianu. Ja to wie pani rzeczywiście spaliłem się na ołtarzu sztuki — powiedział to tak poprostu i zaśmiał się tak głupawo, że frazes ten nie wydał się Heli śmiesznym. — Ale na to trzeba być odważnym. Tchórz tego nie zrobi nigdy: zabrnie w jakiś kompromis, zacznie udawać siebie, nie będzie miał dość tupetu, aby przestać być sobą w porę: tym podziwianym i chwalonym przez kretynów w danej chwili. Ale poco ja to mówię? Chcę doczekać jeszcze tej ostatniej rewolucji: chcę zobaczyć jakie twarze wypłyną wtedy.