Spojrzę i będę wiedział już wszystko. Ha — trudno. Ja tu sobie pogram jeszcze, a pani niech idzie. Może pani opuścić męża — on jest na drodze do regularnej manji muzycznej i nic mu już nie zaszkodzi. A może coś zrobi jeszcze w sztuce — w sztuce — powtórzył głośniej. — Dawniej wiedziałem, a dziś już nie wiem, co to jest „ta“ sztuka — i nie chcę wiedzieć. Jakiś narkotyk pewnie. — Delikatnie wypchnął Helę z pokoju. Tak zwana druga kolacja o 11-tej w nocy przeszła normalnie, tylko Łohoyski z Aziem pili dużo i ulotnili się natychmiast. Zosia też poszła na górę upojona kłamstwami Atanazego. Tamci spojrzeli sobie w oczy — wyrok nieodwołalny był wydany.
Kiedy nareszcie Zosia zasnęła (albo udawała, że śpi), Atanazy włożył piżamę i cichym krokiem opuścił małżeńską sypialnię. Nie miał w tej chwili żadnej ochoty na erotyczne przeżycia z Helą. Z przyjemnością porozmawiałby z nią o tych rzeczach w oświetleniu zlekka metafizycznem — nawet kochał ją dziś trochę. I właśnie dlatego, dzisiaj właśnie musiał „gwałcić“. Wszelka żądza opadła z niego jak zwiędły listek. Och — wolałby umrzeć w tej chwili nawet, niż czynić to. Myślał, że Zosia się obudzi, że coś się stanie, co mu przeszkodzi w spełnieniu tego całego świństwa. Ale nie — wszystko było przeciw niemu — czy też za nim — jeszcze nie było to dokładnie wiadomem. Wicher dął i wył jednostajnie za drzwiami do drugiej połowy korytarza. Atanazy wyjrzał przez okno. Z pobliskiej chałupy Hlusiów bił czerwony blask w czarno-wietrzną czeluść nocy. „W taką noc podpalono Troję“ — przypomniało mu się zdanie z Szekspira. Gwiazdy się zaćmiły, sierp księżyca zapadł w czarny wał chmur — była to noc zaiste złowroga. Od czasu do czasu słychać było dzikie śpiewy i rzempolenie góralskiej orkiestry. Najlepiejby spać. Trochę zazdrościł Atanazy Jędrkowi i Aziowi ich zabawy. Coby dał aby módz być z czystem su-
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/325
Ta strona została uwierzytelniona.