Heli i oczy te, przepiękne w wybuchu wściekłości, skosiły się jeszcze bardziej. Jakże cudowna była w tej chwili. Gdyby nie ten okropny samowstręt, przyprawiający o zupełną psychofizyczną bezsilność, zgwałciłby tę „Królową Małej Azji“ natychmiast. Hela, w zimnej pasji, spokojnie, pewnym ruchem zdjęła karminową, z byczego surowca, szpicrutę, ze skomplikowanego wieszadełka zrobionego z murzyńskich spódniczek z Kongo, koloru cynobru. Świsnęła giętka wstrętna rzecz i Atanazy poczuł piekielny ból w policzku. Rzucił się, ale był osłabiony głodem i cierpieniem — od dwóch tygodni nie jadł prawie nic. Hela chwyciła go lewą ręką za włosy, prawą biła co tylko sił starczy, wszędzie, bez wyboru, zupełnie nie na żarty, gorzej niż psa. Ogarnął ją szał. Atanazy wył z bólu, ale była w tem rozkosz. Osłabł tak, że objąwszy ją, wpółklęczącą w powietrzu, nie mógł jej wywrócić. Hela biła dalej jak opętana. Usta jej wykrzywiły się, z pod szerokich warg błyskały drapieżne zęby. Z początku biła na zimno, programowo: chciała czemkolwiekbądź oddziałać na kochanka: wiedziała już teraz, że jest w nim coś masochistycznego, wiedziała, że jak raz mu się odda — będzie uratowany: trzeba było przerwać to uczucie wstrętu do siebie. Ale zacząwszy raz bić zasmakowała w tem. Siły jej wzrastały w miarę tego łupienia i zaczęło ją ogarniać potworne, nieznane jej dotąd podniecenie, chęć jakichś rzeczy strasznych, do morderstwa włącznie, nienasycenie ostateczne, bydlęce — była przepiękna. Widocznie stan ten był zaraźliwy: skatowanego Atanazego wstrąsnął nagle dreszcz piekielnej żądzy — ból znikał, przeradzając się w warjacką erotyczną wściekłość. Stało się coś niewyrażalnego... „No — teraz on mi pokaże“, pomyślała Hela resztkami świadomości, omdlewając w jego straszliwych uściskach. „Odzyskał siły biedaczek, kochanie najdroższe...“ Teraz on bił ją całem ciałem, wszystkiem — och, nigdy nie czuła jeszcze
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/353
Ta strona została uwierzytelniona.