ko to miało być sprowadzone do paru przewrotnych pocałunków, paru uderzeń, ugryzień, paru niby-zgwałceń? Hela nie czuła dysproporcji tych elementów — gdyż tamto zostało jakby w „tle zmięszanem“ i nie istniejąc jako takie samo dla siebie, dodawało uroku każdej chwili: Atanazy zastępował jej całą skomplikowaną metafizyczną maszynerję dawnego życia — ale dla niego jego własna „jaźń“ zdawała się czasem cienko rozsmarowanem świństewkiem na obojętnej, metalowej płycie „konieczności, aby coś było“ — tem pojęciem określał niemożność przyjęcia Absolutnej Nicości. Takich chwil zmiennej męczarni miał już kilka od czasu gdy wyszli z domu, ale sam zdumiewał się nad tem, jak po tych erotycznych okropnościach zbladł cały ten świat tortur — jakiś świt nikłej nadziei jaśniał gdzieś za czarną, poszarpaną granią ponurych szczytów męki, otaczających codzienne piekiełko.
Hela nie miała żadnej samoistnej filozoficznej koncepcji. Umysł jej był tylko miejscem skrzyżowania wszystkich możliwych systemów, ale swego własnego nie mogła wyprodukować i cierpiała nad tem bardzo. Dlatego lubiła niejasne dywagacje Atanazego, pobudzające ją do ściślejszych sformułowań, dlatego to tak łatwo nawrócił ją Wyprztyk przy pomocy „trick’u“ (jak to nazywała teraz) z niedoskonałą filozofją i doskonałą religją...
I oto właśnie na skręcie modrzewiowej alei, wiodącej do miasteczka, ukazała się nagle wysoka postać w cywilnem ciemnem ubraniu: już po wiatrakowych ruchach można było z daleka poznać księdza Hieronima. Rzucili się oboje do ucałowania ręki, ale on wyrwał się im ze wstrętem — jakkolwiek gest ten był nieco przesadny i przesadzony. Jako znający na wylot dusze tych czworga (tylko co do szczerości nawrócenia Heli miał pewne złudzenia) z łatwością mógł był odwrócić od nich nieszczęście, uświadamiając każdego i każdą zosob-
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/357
Ta strona została uwierzytelniona.