jak dziwnie brzmiało to nigdy do ostatka niepojęte dla Atanazego słowo, teraz, kiedy jej już nie było. Dawniej było symbolem rezygnacji z życia, tem „zakorkowaniem“ o którem marzył — dziś zdawało się oznaczać całe utracone i pogardzane niegdyś, to zwykłe szczęście, które teraz dopiero zaczynało być czemś istotnem, na tle zaspakajanej żądzy samozniszczenia. Mimo, że uczucia obojga kochanków stawały się coraz bardziej dzikie i nieposkromione, poprzez chwile niszczącego szału zaczęło przezierać dno tej całej awantury i widmo rozczarowania i niemożności nasycenia się rzeczywistością straszyło ich już czasami beznadziejną pustką. Bezsilność w okłamywaniu tej nicości żądzy bez miłości istotnej stawała się coraz wyraźniejsza, jakkolwiek oboje nie chcieli się do tego przyznać. Ani dla Heli nie był to ten „tygrysi skok“, o którym marzyła, ani dla Atanazego wymarzone niby zniszczenie nie miało już tego uroku, jaki wyobrażał sobie przed śmiercią Zosi.
Nareszcie dojechali do ostatniej stacji przed Apurą. Zostawili automobile i bez służby, puścili się we dwoje tylko, dwukolnym „bullock-cartem“ w dwa garbate woły, z jednym woźnicą. Przez „wysoką“ dżunglę wśród piekielnego „mokrego żaru“, jadąc 5 dni i nocy, dostali się do małej wioski, położonej u stóp granitowej, nagiej góry, podobnej do grzbietu olbrzymiego słonia, piętrzącej się wśród morza rozszalałej roślinności. Była to właśnie owa wyśniona przez Helę, Apura. Uroiła sobie Hela, że tu musi spaść na nią objawienie, mogące zmienić jej dotychczasowy pogląd na świat, uwalniając ją ostatecznie od katolickiej idei pokuty, nie dającej jej żyć całą pełnią. Dusiła się już bowiem w sobie od pewnego czasu i Atanazy przestał jej wystarczać jako intelektualny żer. Fizycznie czuła się cudownie i znosiła klimat i niewygody doskonale — tylko stan metafizyczny pozostawiał wiele do życzenia. Zarażony tem intelektualnem nienasyceniem kochanki, Atanazy czekał
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/371
Ta strona została uwierzytelniona.