Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/374

Ta strona została uwierzytelniona.

Ale tego właśnie, czego akurat potrzeba, niema nigdy“. Zazdrościł Heli jakiejkolwiek wiary, nawet tej w katolickiego Boga, mimo, że zdawał sobie sprawę z nieistotności objektywnej tych jej przeżyć. A jednak mimo tak częstych zmian i sprzeczności coś było żywego w tem wszystkiem, a dla niej, proporcjonalnie do jej psychicznej struktury, ta zmiana właśnie, może była czemś najistotniejszem. W „resthouse’ie“ w Apura, oczekiwała ich telegraficzna poczta. Między innemi kablogram starego „butlera“ Ćwirka z willi Bertz w górach, przeszwarcowany najpierw przez południową luptowską granicę. Wiadomości były „intensywne“: tryumfująca niwelistyczna rewolucja w pełnym biegu, Tempe na czele, jako komisarz dla spraw wewnętrznych, stary Bertz rozstrzelany przypadkowo, bez sądu, przy zdobyciu pałacu, willa skonfiskowana, Łohoyski uwięziony, Prepudrech wypuszczony, mianowany komisarzem czystej muzyki. Atanazy nie otrzymał nic — nie miał biedactwo od kogo. Samotność jego stawała się prawie że aż metafizyczna — jak po dużej dawce eteru. Jedynie ona i to taki potwór. Ale w tem jest cały urok.
Hela, nie powiedziawszy ani słowa, zamknęła się w swoim pokoju. Wogóle były w domu tym tylko dwa pokoje z łazienkami. Gospodarzem był stary, gruby hindus z siwą, rzadką brodą — na dziesiątki kilometrów nie było białych ludzi dookoła. On nawet bliższym był Atanazemu, niż ta dziwna stwora (inaczej jej w myślach nie nazywał), do której, mimo całej obcości jej, był jednak w pewien sposób piekielnie przywiązany. I teraz, kiedy twarz jej skurczyła się od bólu na wieść o śmierci ojca (Hela stała się nagle do niego podobna — podobna i ptasia, bardzo ptasia) [„ach, ona będzie taką na starość“ — zdołał pomyśleć Atanazy] zmęczone potworną miłością jego serce zabiło dla niej w jakiś ludzki sposób. Ale był właśnie „małym“ w tej chwili — nie mógł powiedzieć nic. Obie one gnębiły go bezlitośnie: jedna