Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/384

Ta strona została uwierzytelniona.

Na dworze (indyjskim „dworze“) wiał obcy, upalny wicher „monsoon“ i ćmy cudownej piękności paliły się dalej jedna za drugą w płomieniu świecy i kąsały jak zwykle moskity, bo rzucając Helę na łóżko zerwał moskiterę. Nie było kiedy jej poprawić... A dla Hindusów była to zwykła noc religijnych uroczystości, coś jak dla nas Wielkanoc naprzykład. Ale Hela przerwała nagle ten szał, mimo, że Atanazy, będący już prawie jakąś kupą pobitego mięsa, a nie człowiekiem — ale kupą, w której świecił zimny płomień niepoznawalnej Tajemnicy Istnienia — (patrzył w ten płomień bez zmrużenia oczu z odwagą skazańca) — jeszcze nie był nasycony. Nietylko samo to, co się działo, ale i to, co mówiła Hela podczas tego — (a umiała mówić rzeczy zdolne przewrócić mózg do góry nogami, czyniąc z niego tylko jakiś nędzny nowotwór na organach płciowych) — doprowadzało go do tego niepojętego szału. Wykąpali się oboje w zimnej wodzie w kamiennej wannie i wyszli z tej kąpieli odświeżeni — niewinni i wzniośli, jak para aniołków. Nie istniało nic poza nimi. „Ale co mogło być jeszcze?“ ze strachem pytał siebie Atanazy. „Czemu nie nastąpiła śmierć?“ Poczem Hela kazała podać kolację: kura smażona z pieprzem, sałata z owoców mango i lagerbier z Bremy. Usługiwał im stary Hindus, poruszając, w wolnych od podawania chwilach, czerwoną „punkhę“ nad stołem i łapiąc gołą ręką latające prusaki wielkości dwóch naszych karaluchów, zapędzające się aż na biały obrus. Do wszystkiego można się przyzwyczaić. Po kolacji poszli do świątyni. Była pierwsza w nocy.
Oboje potrzebowali nowego wymiaru. Katolicki Bóg nie istniał dla Heli zupełnie. Niezaspokojona religijna potrzeba (das metaphysische Bedürfniss) szukała nowego wcielenia. A nuż uda się przejść na buddyzm — o brahmaniźmie z powodów technicznych nie było mo-