i w szalonej furji zgwałcił metalową Helę, w klasycznej formie indyjskich rzeźb, trzymając ją za głowę, szyję, łopatki, stan i pośladki dziesięcioma rękami. Obudził się i poczuł, że to stało się naprawdę. „Własną pierś rozdarłem i broczę krwią“ — przypomniał mu się wiersz Micińskiego. Ale nie wiedział zupełnie, gdzie się znajduje. Za ścianą chrapała robotnicza rodzina i woda bulgotała w rynnach. Było ciemno jeszcze w pokoju. Zadźwięczał budzik. „Aha, czwarta“, — mruknął z rozpaczą Atanazy, uświadamiając sobie wszystko i zasnął natychmiast. Ale zaraz (jak mu się zdawało) obudzono go i za chwilę mył się już zimną wodą, stojąc w olbrzymiej blaszanej misie — wspólnej umywalni całej rodziny. (Zepsuł mu się po drodze „tub“, a w stolicy nie mógł nic podobnego dostać). „Jeszcze parchów jakich dostanę na piętach“ — myślał, wycierając się olbrzymią gąbką — jedynem bogactwem prawdziwem, które mu zostało. I to on, ten „perwersyjny“ Tazio! Nie do uwierzenia. „Zobaczymy co będzie“, powiedział i odtąd mówił tak ciągle — objaw tak zwanego „zobaczymycobędzizmu“. Teraz dopiero przypomniał sobie, że miała go odwiedzić w hotelu Gina. A jego do 7-ej i pół trzymali w biurze, a przez ten czas sami przewieźli mu rzeczy tu i omnibusem ogólnym, rozwożącym wszystkich po mieszkaniach, zawieźli go na miejsce po przymusowej kolacji. A on zapomniał o wszystkiem! „Gdzież ja kolację jadłem? Aha — w tej samej stołowni — nie to naprawdę nie do uwierzenia! Czyż aż tak byłem zmęczony?! To pomysł tego przeklętego Tempe: pokazał mi pazurek. Ta mechanizacja to jednak silny narkotyk. I ja zapomniałem o Ginie.“ Za godzinę, odwieziony omnibusem, już siedział za swojem biurkiem, przepisując bezsensowne, jak mu się zdawało „kawałki“. Na metafizykę nie było czasu. Ale z Giną postanowił się zobaczyć za jakąbądź cenę. Jedyna kobieta, jaka mu została. A tu za lada głupstwo: śmierć przez rozstrzelanie, śmierć
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/416
Ta strona została uwierzytelniona.