Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/424

Ta strona została uwierzytelniona.

— To dobrze: spaliłem to — rzekł Tempe obojętnie. Atanazy drgnął, ale mimo nagłej rozpaczy pohamował się: poczuł się zupełnym śmieciem, ogarkiem, plwocinką na trotuarze. Cóżby zrobił w takiej chwili Ramzes II-gi?
— Przyjechała aeroplanem z Colombo „bywszaja“ księżna Priepudriech — mówił dalej Tempe, wymawiając niewiadomo poco z rosyjska to nazwisko. — Może chcesz ją widzieć? — puścił pytanie na próbę i nie czekając odpowiedzi mówił dalej. — Azio nie. Przystępuje do nas, ale dla formy musiałem ją na razie aresztować, żeby czegoś niepotrzebnego nie gadali. (Sprawdziło się więc przeczucie Heli, że będą ją wlec jakieś draby z bagnetami — nie przewidziała tylko tego, że „dla formy“ — życie robi niespodzianki nawet w obrębie słusznych jasnowidzeń.) — Wszystkie pieniądze Bertza przechodzą do skarbu państwa. Jak to się załatwi, wypuszczę. Jeszcze nie wyzbyliśmy się tego świństwa, ale się wyzbędziemy — mówię o pieniądzach. Wogóle państwo jako takie djabli wziąć muszą, inaczej z ludzkości nic. Dzicz — do lasu wrócić i koniec. Rozumiesz zakuta pół-arystokratyczna głowo. A hrabią być chciałeś, tylko się nie dało. Ale za to byłeś księciem, cha, cha, cha! Jędrek to prawdziwy hrabia — wiesz pewno? — Atanazy zaczerwienił się silnie, w pierwszej chwili nietyle na wiadomość o przyjeździe Heli, ile z powodu wzmianki o pieniądzach — był więc teraz dłużnikiem niwelistycznego, krajowego państwa. Troszeczkę później odjęło mu nogi na tę właśnie wiadomość — i odrazu niezłomne postanowienie: nie zobaczyć jej.
— Tak, wiem. Zupełnie się z tobą zgadzam idejowo. Ale co do pani Prepudrech, (nie śmiał przy Tempem powiedzieć „księżnej“), to nie mam zamiaru widzieć się z nią. Zbyt wiele wspomnień....
— No, no — tylko się nie zwierzaj, metafizyczny dżentelmenie. Tem lepiej, bo i ona też nie bardzoby