Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/442

Ta strona została uwierzytelniona.

nad ten poziom, musimy wiedzieć za nich — w tem może być nasza wielkość! Trzeba udowodnić, że tą drogą osiągnie się tylko zamiast wymarzonej ludzkości, bezmyślny mechanizm, że nie warto żyć lepiej wcale, niż tak — ha — czy to możliwe — cała historja jest za tem — ale trzebaby odmaterjalizować socjalizm — zadanie piekielnie trudne. Ale wtedy, w tak uświadomionej zbiorowości, może powstać atmosfera społeczna zupełnie nieznana, bo takiej kombinacji dotąd nie było: a więc kombinacja maksymalnej, nieprzekraczającej pewnych granic organizacji społecznej, z ogólnem zindywidualizowaniem wszystkich. Czy to nie wymaga cofnięcia kultury — może początkowo, ale dalej możliwości są nieobliczalne — w każdym razie zamiast nudy pewności automatyzmu — coś nieznanego. Tylko przez intelekt możemy tego dokonać, a nie przez świadome cofanie się w bzdurę, zdegenerowaną, dawniej wielką, religję twórczą. Wtedy, tylko wtedy mogą buchnąć nowe źródła, a nie teraz, w tym stanie pół-mistycznego tchórzostwa. Może wtenczas powstaną nowe religje, o jakich teraz pojęcia mieć nie możemy. Coś niewyobrażalnego kryje się poza tem, możliwości nieogarnione — ale trzeba odwagi, odwagi! Odrodzenia fizyczne przeciwdziałają degeneracji tylko paljatywami — to musi uledz przeważającej sile degenerującej, choćby niezajmowanie się sportem było nawet karane śmiercią. Przyczepność społeczna, stwarzając degenerujące warunki jest nieskończona — siła indywiduum jest ograniczona. Na cóż mamy ten intelekt, będący teraz tylko symptomem upadku? Czy na to tylko, aby, programowo zgłupieć w pragmatyźmie, bergsoniźmie, pluraliźmie i programowo zbydlęcieć, w idealnie urządzonem pod względem technicznym — społeczeństwie? Nie — zużyć go jako antydot na mechanizację. Zmienić kierunek kultury, nie zmieniając jej pędu. Zresztą teraz nikt tego nie zatrzyma w inny sposób — będzie rosnąć