Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/443

Ta strona została uwierzytelniona.

ten potwór, aż się sam pożre i wtedy będzie szczęśliwy. A potem sam siebie strawi i potem... I co zostanie? Jakaś kupka.... Cóż, że automatyczni ludzie przyszłości będą szczęśliwi i nie będą wiedzieć o swoim upadku. My wiemy teraz za nich i powinniśmy ich od tego uchronić. W takiej atmosferze ogólnej mogą powstać nowe typy ludzi, problemów, twórczości, o których my teraz pojęcia nie mamy i mieć nie możemy“. „Dziełko“ o konieczności metafizycznej, transcendentalnej w znaczeniu Corneliusa (sam sobie to głośno powtórzył i otaczającym go zdumionym świerkom) mechanizacji, wydało mu się teraz mądrem, ale w jednym kierunku, nie kompletnem. „Tamto było ujęciem faktów znanych i koniecznych przy dawnych założeniach, tu była ideja zupełnie nowa i także miała element transcendentalności: możliwość absolutnej konieczności — czy absolutnej? Nie, chyba nie — bo moja ideja jest piekielnym przypadkiem, nie wynika w sposób konieczny ze stanu społecznego — jakkolwiek powinnaby powstać zawsze w czasach dekadencji ale mniejsza o to — jest, w tem jest cała rzecz.“ Wypił znowu wódki i znowu zażył szczyptę kokainy i teraz dopiero uświadomił sobie, że musi wrócić z tą swoją ideją w doliny, uświadomić Tempego, i zużyć go dla stworzenia takiej organizacji uświadomienia, zużywając przytem już istniejącą organizację jego państwa. Śmierć wydała mu się w tej chwili głupstwem. Problemy Heli, Zosi i całej tej nizkiej marmelady przeżyć, zmalały, spopieliły się w sztucznym ogniu jego obłędu. A zawdzięczał to wszystko niedźwiedzicy — no i kochanemu, nienawistnemu koko. „Cha, cha — jakie to zabawne“ — śmiał się szaleńczym śmiechem, idąc wolno słonecznym stokiem ku przełęczy Bydlisko — tędy było bliżej przecie niż przez Bystry Przechód. Zdawało mu się, że to nie wczoraj był tam, ale kilka lat temu — tyle przeżył od rozstania się z Jasiem. Jakże wspaniała jednak była kompozycja tych