[Spełniło się też drugie proroctwo Heli Belial. Były antyniwelistyczne rozruchy w Górach Świętokrzyskich. Wypuszczono warjatów ze szpitala. Rozbiegli się na wsze strony, każdy według swego upodobania. Ziezio Smorski zaczął wymyślać jakiemuś patrolowi. Rozpruli mu brzuch, po uprzedniem przywiązaniu do kłody drzewa. Przynieśli nafty z poblizkiego sklepiku, naleli i zapalili. Tak — lepiej, że niektórzy zginęli, a szczególniej Atanazy. Żyć, będąc niezdolnym ani do życia, ani do śmierci; z świadomością małości i nędzy swoich idei; nie kochając nikogo i przez nikogo kochanym nie będąc; być samotnym zupełnie w nieskończonym, bezsensownym (sens jest tu rzeczą subjektywną) wszechświecie — jest rzeczą wprost okropną.
Wszyscy wiedzą jakie były dalsze koleje kraju pod rządami Sajetana Tempe, który zawsze miał rację, więc o tem mówić nie potrzeba.
„Weźcie się do jakiejś pożytecznej pracy“, jak mówiła stara ciotka Atanazego (dosyć już tego imienia). Jakoteż wzięli się z dawnych odpadków ci, którzy przetrzymali wszystko — ale było ich stosunkowo niewielu. Powstawali nowi, inni ludzie… Ale jacy, tego nikt sobie nawet w przybliżeniu wyobrazić nie mógł.]
A jednak dobrze jest, wszystko jest dobrze — Co? — może nie? Dobrze jest psia-krew, a kto powie, że nie, to go w mordę!
24. VIII. 1926.