Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/49

Ta strona została uwierzytelniona.

dziewictwa przestał istnieć dla Heli zupełnie. Przeszłość cała wydała się jej obca, należąca jakby do innej osoby. Nawet dzisiejszy wieczór z Atanazym był tylko opowiedzianem jej przeżyciem jakiejś znajomej, sympatycznej dla niej dziewczynki. Teraźniejszość nabierała miąższu, puchła w nieprzyzwoity sposób. Ale za tymi zwałami aż nazbyt realnych kawałów zmaterjalizowanych chwil dawnych marzeń, kryło się jakieś nikłe widemko z ubiegłych lat, aż z dzieciństwa: śmiertelny duszek, wysłannik zagrobowych, niezbadanych krain. „Tylko nie teraz... jeszcze... jeszcze...“ myślała, zgrzytając zębami z niemożliwej do zniesienia rozkoszy. Książę, piękny jak „młody, djabelski bóg“, pięknością niepojętą i złowrogą, utożsamioną z zabójczą rozkoszą, stanowiącą z nią jedność, wypełniał ją (Helę) całą aż po zdławione gardło, aż „po za brzegi“, sycąc rozkraczoną aż do pęknięcia, wchłaniającą wszystko żądzę, coraz straszliwszemi uderzeniami „jakiegoś niepojętego wału“. Jeszcze chwila, a zdawało się Heli, że zwarjuje... Ach — i cały świat rozpłynął się w jedno morze niewysłowionej, nieskończonej błogości. „I on był tem i ta twarz i tamto, to jego w tem...“ Prepudrech z dzikim zachwytem wpatrzył się w wywrócone w ekstazie oczy kochanki. Miał pewność, ze stoi teraz na szczycie życia — cóż mogło być poza tem dla niego, biednego dancingbubka? A jutro śmierć i koniec. A Hela, upojona świeżo doznaną przyjemnością, zdawała się troić, czworzyć, pięciorzyć i poczwarzeć w oczach, wydobywając z ciała nieszczęsnego efeba wszystkie ukryte zapasy sił życiodajnych i zapału. W międzyczasie, koło 12-tej, wierna Józia dała im dalszy ciąg obiadu: marchewka à la Tripolini, na specjalnem masełku, zrobionem z pewnych wydzielin nosorożca i pieczeń ze strusia w jajecznicy z jaj tegoż, z sałatką z mleczów australijskich, ślimaków z jeziora Nemi i okrągłych (rzadkość!) kronplajtów damasceńskich, przypiekanych