Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak. Wiem o tem: jest to pragmatyczny pogląd, który tępię wszędzie, gdzie mogę. Najpłytsza doktryna jaka istnieje — zastosowana zresztą dobrze do marności naszych czasów. Wszyscy jesteśmy pragmatystami, w znaczeniu czysto zwierzęcem: chodzi nam oto, aby nam było dobrze: każdemu bydlęciu, ba: komórce o to chodzi. Ale różne są stopnie tego, co jest dobre: jest cała hierarchja pożyteczności i przyjemności, dla której ustawienia w samem, czystem pojęciu pragmatyzmu niema kryterjów: zupełna względność.
— Kryterja są społeczne — wtrąciła Hela. — Pęd ludzkości ku coraz większej społecznej doskonałości stwarza kryterja dla tablicy wartości w każdej epoce. Kryterja pragmatyzmu muszą być społeczne, inaczej każda bzdura mogłaby mieć pretensje do względnej chociażby prawdziwości. Po zbankrutowanej demokracji, przychodzi komunizm, czy syndykalizm, ale wszystkie ideje te, z których dwie pierwsze są wyrazem nietrwałego stanu rzeczy w stadjach pośrednich, mogą opierać się na pragmatyźmie, zarówno, jak i na oświeconym absolutyźmie. Tylko że w dawnych czasach uświadomiony pragmatyzm był społecznie niepotrzebny...
— Poczekaj, córeczko: w zasadzie zgadzam się z tobą, ale wprowadzasz takie zamięszanie nadmiarem koncepcji, że nigdy z niego wybrnąć nie zdołamy. Za dużo chcesz powiedzieć odrazu. Dziś chodzi o jedno tylko: abyś uwierzyła w konieczność twego nawrócenia i to właśnie nie z pragmatycznego punktu widzenia. Musisz uwierzyć nawet wtedy, jeślibyś z tą chwilą miała antycypować najgorszy nawet subjektywny stan duszy, na czas nieograniczony.
— Przyjemna perspektywa. Ja chcę być metafizycznie szczęśliwa i koniec. Obowiązkiem twoim, ojcze, jest dać mi to.
— Przestań być choć na chwilę bardzo bogatą żydóweczką, o nadmiernie wyostrzonym intelekcie — zre-