Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.

nie stworzy: liczba ich jest ograniczona. — Odetchnął zadowolony z tej masy „truizmów“, które z siebie wyrzucił. Oczywiście były to truizmy dla pewnej umysłowej sfery tylko. Dla innych mogły być objawieniami, tembardziej z ust księdza Hieronima. A zresztą była to tylko negatywna strona wykładu, trampolina, z której miał się odbić, sprężyna, którą naciągał, aby wypuścić pocisk ostateczny, mający zdruzgotać beznadziejny dotąd sceptycyzm Heli. Ale poco czynił to wszystko? Oczywiście, „podświadomie“ kochał się w niej bez pamięci i tylko dlatego zwalczał nieprzezwyciężone umysłowe trudności dla zbawienia jej duszy — tak powiedziałby każdy współczesny pseudo-inteligentny freudysta. Ale kto o tem mógł wiedzieć napewno? „Czy ja się w niej podświadomie nie kocham? — spytał sam siebie w myśli ksiądz Hieronim. — „Ale przecież sama taka wątpliwość jest już uświadomieniem sobie przedmiotu wątpienia, a więc nie może być tu mowy o podświadomości. Ergo, nie kocham się wcale“. Uśmiechnął się do tych myśli, stanowiących taki kontrast z poprzednią przemową i mówił dalej: — Dlatego, nie mogąc się niczego spodziewać stamtąd, skąd starano się, jeśli nie zabić, to w każdym razie zastąpić czem innem religję, musimy dojść do wniosku, że jest ona najwyższym objawem ducha ludzkiego i jedyną formą przezwyciężenia Tajemnicy Bytu. Powszechność tego zjawiska, a także w istocie swej zawsze te same skutki jego: spotęgowanie twórcze jednostki, na równi z udoskonaleniem społecznej organizacji i powszechnością dobra…
— Tylko do pewnego punktu historji dwie te właściwości potęgują się jednocześnie, a potem musi nastąpić ofiara pierwszej na rzecz drugiej.
— Jeśli religja zginie — co byłoby dowodem, że Bogu eksperyment z nami nie udał się — zgadzam