ny, chamski rogaty djabeł z widłami i kubłem smoły i czekał. Ale ksiądz Hieronim umiał być panem nawet tak zamaskowanej namiętności. Jaka człowiek pierwotny, chłop, o mało rozwydrzonych i dziedzicznie i osobiście instynktach, właściwie z łatwością przezwyciężał cały balast zmysłów, przy pomocy małego balonika idealizmu, dodatkowo na ten cel wytworzonego. Pozatem był prostolinijny, spekulatywnie inteligentny i nawet po ludzku, przeciętnie, zwyczajnie dobry, jak tysiące innych, biednych ludzi — całą „nadzwyczajność“ stanowiło jego księże dostojeństwo. Sam Wyprztyk, jak większość współczesnych mu wykształconych ludzi, o tem kim jest naprawdę nie miał bladego nawet pojęcia. W tej chwili niesmak miał do siebie okropny. Niedość, że pozwolił rozmowie wpaść w niesmaczny ton, którego stwarzanie było przywilejem Heli Bertz — jedynie piękność jej i bogactwo gwarantowały psychiczną bezkarność takich objawów — niedość, że popełnił niedyskrecje, może nieproporcjonalne do nieosiągniętego jeszcze celu, ale zmienił nawet dla tego celu niektóre swoje własne ujęcia kwestji zasadniczych. W dodatku był prawie że zdemaskowany. Spróbował raz jeszcze wywindować wszystko na odpowiednią wyżynę.
— Patrz, nędzna stworo, na wielkość koncepcji, którą ci ukazałem. Patrz zimnem spojrzeniem twego bezpłodnego, semickiego móżdżku. Zagłębiwszy się w ten labirynt najtęższą myślą, znajdziesz zawsze ścianę nie do przebicia, przed którą będziesz musiała się ukorzyć, nie czując poza nią pustki; znajdziesz przepaść, która okaże się naprawdę bez dna, z gwiazdami w górze i na dole, a nie sztuczne mamidło, dobrze wypoduszkowaną pozorną otchłań filozofji naszej, raczej filozosi, w którą można skoczyć, nie czyniąc sobie nic złego.
— Dla niektórych ta wypoduszkowana otchłań, to cela szpitala warjatów.
— Ale nie dla ciebie. Ja ciebie znam. Zanim mogla-
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/89
Ta strona została uwierzytelniona.