Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/90

Ta strona została uwierzytelniona.

byś zwarjować, zabijesz się. A ja ciebie śmierci nie oddam.
Nastała cisza. Przez zapuszczoną firankę sączył się purpurowy poblask. Gdzieś wylazło słońce z poza chmur.
„Ciekawa jestem co tam z nimi słychać“, pomyślała Hela o swoich kochankach, ale myśl ta, wobec zachodzących metafizycznych transformacji, daleka była od wycinku teraźniejszości, jak bezgrzmotna błyskawica letnia, gdzieś za horyzontem aktualnej pogody wieczoru. A jednak pozazdrościła im obu niebezpieczeństwa. Nie zdawała sobie sprawy, że to ona jest przyczyną całej tej głupiej historji. I nagle wszystko — i rozmowa poprzednia — stało się małe, malutkie jak robactwo, obrzydliwe. „Niema nic wielkiego i pięknego prócz śmierci.“ Jakby jakieś olbrzymie, czarne skrzydła objęły ziemię i dalej cały wszechświat, aż do najdalszych słońc Mlecznej Drogi i mgławic i w uścisku ich wszystko skarlało, skurczyło się, zwiędło i dusza Heli, wypełniając pustkę Absolutnej Nicości, rozdęła się do rozmiarów wszystkości. Zanikła wszelka „Wszelkość“ i „Tość“ — tamto i to: cała przypadkowość życia, bycia żydówką właśnie, brania chrztu, małżeństwa z Azalinem Prepudrech: wszystko zlało się, stopiło w jedną nieskończenie małą pigułkę, którą połknęła zamarzła międzygwiezdna otchłań. Hela czuła ją w sobie. A jednocześnie ogarnęło ją dzikie zadowolenie z tego, że może na ten cały „interes“ — tak pomyślała niesmacznie — patrzeć z boku, na zimno. Ambicje ukryte i te jawne, sycone odpadkami takimi jak: piękność, bogactwo, stanowisko ojca, spaliły się jak lekka bibułka w ognisku jednej żądzy nie-bycia. Wyrastała z za nich ambicja innego rzędu: bycia wszystkiem i niczem odrazu; bo dla samej wszystkości świat był za mały i za małą była dusza jej i całego żywego wszechstworzenia (Azalina i nawet Atanazego) — nasycić tę ambicję mogła jedynie śmierć.