Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/92

Ta strona została uwierzytelniona.

Leibniz: dowolności metafizycznej każdego momentu trwania każdej osobowości. Tylko istnienie w całości wolne było od tej kontyngencji: musiało być, a w jego nieskończoności przestrzenno-czasowej pomieścić się mogły wszystkie dowolności i przypadki. W śmierci, właściwie w chwili postanowienia dobrowolnej śmierci bez celu, następowało jakby przełamanie tego prawa i całość Bytu stawała się w krótkiem mgnieniu złudzenia własnością jednego ograniczonego osobowego istnienia, „A gdyby tak teraz, zaraz. Tu, w jego oczach. W ostatniej chwili jego rozgrzeszenie i potem zupełna Nicość. A przedtem wizja świata niepojętego, wyolbrzymionego w „innej“ piękności, dokładnie przeczuwanej, a nieznanej…“ Straszliwa w swej mocy pokusa, razem z okrutnym chwytem metafizycznej ambicji, zmięła, skręciła i wyżęła aż do bólu, jak maszyna-wyżymaczka nędzną ściereczkę, jej dumne ciało, razem z kawałkiem duszy: wspomnień, uczuć, przeżyć i tym podobnych fatałaszek: wielkie śmietnisko, które może za chwilę spłonie całe zaświatowym, oczyszczającym ogniem i przeżyje siebie za wszystkie czasy — ta wielka nędza ograniczoności — w nieskończenie krótkim momencie wiecznej chwały dobrowolnego zniszczenia. „Miłość i drugie niezgłębione słowo: śmierć“, przesunęło się w jej pamięci, w postaci wizji drukowanych słów, zdanie z „Mroku Gwiazd“ Micińskiego. Jakże marnem wydało się jej pierwsze z tych dwóch „niezgłębionych słów“. Pozornie wolnym, czającym się nieznacznie ruchem otworzyła szufladkę i wydobyła oprawny w czerwoną emalję, mały browning. „Co za głupi snobizm z tą czerwonością wszędzie“, pomyślał Wyprztyk i dopiero wtedy jednym rzutem, nie myśląc już nic, wydarł jej to małe, czerwone, lśniące paskudztwo tuż przy samej skroni.
— A bydlę głupie! Na kolana, prochu nędzny! Ukórz się przedemną, bo ja naprawdę zastępuję tutaj